sobota, 16 sierpnia 2014

13. Only know you love her when you let her go… And you let her go.

*Ross*
                … Stay with me tonight. Zakańczałem powoli piosenkę, teraz ostatnia partia Rockiego. Leila? Przecież to niemożliwe. Zamarłem. Światła zgasły równocześnie z końcem melodii. Po chwili zaświeciły się ponownie. Wciąż wpatrywałem się w to samo miejsce pod ścianą, w jej oczy. Uśmiechała się do mnie. Tylko, że to nie była Leila.
                Trasa powoli się kończy, szkoda. Mógłbym się w tym zatracić, koncerty są moim życiem. Teraz skupiam się tylko na tym. Przez ponad miesiąc dawałem z siebie 200%. Na scenie, na wywiadach, na spotkaniach z fanami. Wszystko byleby za dużo nie myśleć. Koszmary nawiedzały mnie nocą, gdy zamykałem się sam w pokoju. Wyobrażałem sobie scenariusze, które nigdy się nie spełnią, myślałem co by było, gdyby… Kończyłem na dwóch tabletkach nasennych, żeby rano wyglądać na przytomnego.
                Martwili się o mnie. Widziałem to w ich spojrzeniach. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło. Sam nie wiedziałem. Chciałem zapomnieć, wpatrywałem się w tłum pod sceną szukając odpowiedniej dziewczyny. Na randkę, do łóżka, do końca życia… nieważne. Chciałem udowodnić sobie, że są inne. Ale nie było. Odpowiednia była za oceanem, pewnie właśnie smacznie spała. I na pewno nie śniła o mnie.

*Leila*
                Obudziłam się za wcześnie. Leżałam wpatrując się w sufit. To już ponad miesiąc. Pozbierałam się, wyłączyłam emocje. To potrafię najlepiej. Straciliśmy kontakt, jedyne informacje jakie miałam, to te od Emmy. Nie sprawdzałam newsów w internecie, nie słuchałam ich muzyki. Nie czułam takiej potrzeby. Skończyło się, jak wszystko. Wiedziałam, że tak będzie, od początku.
                Są też pozytywne strony. Trzymam się, jestem czysta odkąd zabrał mi ostatnią porcję prochów. I z nikim nie spałam. Oprócz Rossa. Przewróciłam się na bok, wyciągnęłam telefon spod poduszki. Czas się szykować. Usiadłam na łóżku, pociemniało mi na chwilę przed oczami. Zignorowałam to i ruszyłam na poranną toaletę. Otworzyłam drzwi pokoju, uderzył mnie zapach jajecznicy robionej przez Emmę. Zrobiło mi się niedobrze. Weszłam do łazienki, wyciągnęłam z szafki szczoteczkę do zębów. Zamknęłam drzwiczki z lustrem i przyjrzałam się sobie. Nagle coś do mnie dotarło. Zbladłam, moje oczy szeroko się otworzyły, a szczoteczka wyleciała z ręki. Ja się chyba zabiję.

*Ross*
                Nadszedł ten dzień. Powrót do domu. Nie chciałem tego, a z drugiej strony tylko na to czekałem. Na lotnisku przywitała nas grupka fanów, rozdaliśmy kilka autografów. Jechałem wpatrując się w światła miasta i oddychając dobrze znanym mi powietrzem.
                Wziąłem gorący prysznic, a następnie wskoczyłem do swojego wygodnego łóżka. Mógłbym zostać w nim na zawsze. Byłem szczęśliwy, trasa była udana, wszystkie koncerty wyprzedane. A w samolocie postanowiłem sobie, że koniec z zadręczaniem się. Skoro los tak chciał, to znaczy, że niebawem poznam kogoś nowego… lepszego? Nie chcę tracić życia na tą dziewczynę. Zasypiałem z uśmiechem na ustach, wtulając się w miękką kołdrę, gotowy na nowe wyzwania.
                Zaraz po śniadaniu rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i mało co nie wypuściłem go z ręki. Leila.
- Słucham? - odebrałem.
- Cześć, Ross, mógłbyś dzisiaj wpaść do mnie na 5 minut?
- Nie wiem czy będę miał czas.
- Proszę, to ważne. Jeśli się zdecydujesz, to ja cały dzień siedzę w domu.
- Dobra, cześć - rozłączyłem się. Koniec. Nie będę na każde jej zawołanie. Jeśli czegoś ode mnie chce, to zapraszam, wie gdzie mieszkam. Teraz jej się przypomniałem? Przez półtora miesiąca owijała sobie pewnie kolejnych frajerów wokół palca. Coś sobie wczoraj postanowiłem i zamierzam się tego trzymać.
                Delly poprosiła mnie, żebym zawiózł ją do koleżanki na noc. Żaden problem, przecież i tak nie mam planów na wieczór… Wracając spoglądałem tęsknie w stronę nocnych klubów, które musiałem ominąć. Dojechałem na skrzyżowanie, skręciłem w prawo. Do mojego domu jedzie się w lewo.

*Leila*
                Usłyszałam dzwonek do drzwi i podskoczyłam na kanapie.
- Spokojnie, czekasz na kogoś specjalnego? - Emma puściła do mnie oczko z uśmiechem, widząc moją reakcję.
- Taa, powiedzmy - poszłam otworzyć drzwi. - Hej, przyszedłeś… - zwróciłam się do Rossa.
- Tak, akurat przejeżdżałem - unikał mojego wzroku. - To co chciałaś mi powiedzieć? - wyprostował się, uniósł dumnie głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Nienawidził mnie.
- Chodź do mnie, chcę żeby to była rozmowa w cztery oczy.
- Kolejna rzecz do ukrycia przed Twoją jedyną przyjaciółką - położył nacisk na słowo ‘jedyną’. Miałam ochotę wyrzucić go z mieszkania. Zamiast tego spojrzałam jedynie krzywo i milcząc poszłam do swojego pokoju.
- Ross, heeeej! - Emma szeroko się uśmiechnęła i przytuliła go na powitanie.
- Czeeść! - jego twarz rozjaśnił uśmiech. Ałć.
                Przeczekałam ich czułości na progu swojego pokoju. Chwilę później Ross minął mnie wchodząc do środka. Był blisko, znajomy zapach. Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Pociągnęłam za klamkę, zamknęłam drzwi. Ross skrzyżował ręce na piersi, chciał coś powiedzieć. Nie dałam mu dojść do słowa.
- Jestem w ciąży - powiedziałam patrząc mu w oczy. Wyglądał jakby uszło z niego całe powietrze.
- Powtórz - wpatrywał się we mnie, nie okazując jakichkolwiek uczuć.
- Będziemy mieli dziecko.
- Niemożliwe.
- A jednak - uśmiechnęłam kpiąco. Nie tylko jemu to nie pasowało.
- Przecież powiedziałaś, że się zabezpieczasz!
- Czyli to tylko moja wina, panie ‘mam na Ciebie ochotę’?! - przetarł nerwowo twarz. Jakby chciał się przebudzić z koszmaru.
- Skąd pewność, że to moje dziecko? - zapytał. Już mi nie ufał.
- Dobrze wiesz, że z nikim innym nie spałam.
- Ćpałaś? - miałam ochotę dać mu w twarz.
- Nie! Dobrze wiesz, że nie…
- Piłaś - nie zapytał. Wiedział.
- Ross, przecież nie wiedziałam… Wszystko jest w porządku. Byłam u lekarza - usiadł na łóżku, wpatrywał się w podłogę. Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć.
- Co teraz zrobimy? - odezwał się cicho.
- My? Nic. Ja urodzę, a Ty rób sobie, co chcesz.
- Ty tak na poważnie? - spytał, jakbym opowiedziała właśnie kiepski żart.
- A przepraszam, niby, co jest nie tak? Masz jakiś lepszy plan?
- No myślę, że normalni ludzie zamieszkaliby ze sobą, spróbowali stworzyć rodzinę…
- Stop. Ross, nie będziemy na siłę tworzyć związku. Dawno temu postanowiłam sobie, że nie będę z nikim ze względu na dziecko. Czy Ty nie widzisz jak wyglądają nasze relacje? Nie wiem jak Ty, ale ja nie chcę być nieszczęśliwa do końca życia.
- A nie myślisz, że dziecko powinno mieć ojca? Że powinniśmy ponieść konsekwencje tego, co zrobiliśmy?
- Ross, ja nie mam zamiaru Cię ograniczać. Będziesz mógł je widywać kiedy tylko będziesz chciał, ale pomyśl, masz karierę, jeździsz po świecie, nie potrzebujesz zbędnego balastu. Dam sobie radę. Co się stało, to się nie odstanie, ale nie możesz przez to porzucić życia, które kochasz.
- A co jeśli chcę?
- Nie chcesz .
- A co jeśli powiem, że mi na Tobie zależy? - zapytał po chwili.
- Nie zależy Ci. Czujesz się do tego zobowiązany, ale spokojnie, nie wymagam tego od Ciebie.
- Więc, co? Teraz mam tak po prostu wrócić do domu i udawać, że wszystko jest po staremu?
- Jutro Ci przejdzie, zaufaj mi.
- Jesteś nienormalna - zaśmiał się nerwowo. - Albo robisz sobie ze mnie jaja z tą ciążą, albo nie dociera jeszcze do Ciebie jaka to odpowiedzialność!
- Wszystko do mnie dociera. Po prostu miałam czas żeby poukładać to sobie w głowie… Gdzie Ty idziesz?! - zobaczyłam tylko jak otwiera drzwi.
- Układać sobie wszystko w głowie! - trzasnęły drzwi od mieszkania. Przez dłuższą chwilę nawet się nie poruszyłam. Bałam się. Bałam się o niego.

*Ross*
                Wybiegłem, wskoczyłem do samochodu i zatrzasnąłem drzwi.
- Fuck! - krzyknąłem i uderzyłem pięściami w kierownicę. Schowałem głowę w ramionach i starałem się uspokoić oddech. Dziecko. Tego wyrazu nie ma w moim słowniku. Miało pojawić się tam dopiero za kilka lat, spłodzone z miłości z kobietą, która będzie tą jedyną. Jak widać życie nie może być idealne i tym razem los postanowił ze mnie zakpić.
                Przekręciłem kluczyk w stacyjce, ale nie ruszyłem. Nie wiedziałam dokąd mam jechać. Każdy kierunek wydawał mi się nieodpowiedni. Pomyślałem o plaży, ale to miejsce było przesiąknięte Nami. Ruszyłem do domu, mając nadzieję, że znajdę tam pocieszenie.
                Wszedłem po cichu, ruszyłem do kuchni, w której jak zwykle krzątała się mama. Podszedłem do niej milcząc i mocno się przytuliłem. Nie zadawała pytań, po prostu była. Chciałbym mieć znów 10 lat i wierzyć, że znajdzie rozwiązanie na każdy mój problem. Że zrobi mi za chwilę kakao, rozweseli i świat znowu nabierze kolorów. Niestety, pora dorosnąć.
- Leila… Leila jest w ciąży. Ze mną - słowa nie chciały wyjść z moich ust. Mama spojrzała na mnie przestraszona, ale po chwili jej twarz złagodniała. Znów mnie przytuliła.

- Dacie sobie radę. Wszyscy damy radę - wyszeptała, a ja udawałem, że jej wierzę.

niedziela, 10 sierpnia 2014

12. Just tonight I won’t leave, I’ll lie and you’ll believe

*Leila*
                Coraz większymi krokami zbliżał się ich wyjazd. Zadzwoniłam do Rossa.
- Cześć, słuchaj, słyszałam, że Emma dzisiaj u Was nocuje. Wpadłam na taki pomysł, może zrobimy sobie u mnie jakiś maraton filmowy, czy coś?
- Dobra, mnie pasuje. I tak nawiasem, dobrze wiedzieć, Riker się jeszcze nie pochwalił.
- Widzisz jak dobrze, że mnie masz… - zaśmiałam się. - To 18? 19?
- Jeśli się wyrobię to mogę być na 18, ale nic nie obiecuję. Mam coś przynieść?
- Nie, nie musisz. Coś naszykuję, spokojnie. Ewentualnie możesz wziąć jakieś filmy, bo nie wiem, co chcesz oglądać.
- Dobra, w takim razie do zobaczenia.
- Paa - zakończyłam połączenie.
                Popołudnie spędziłam w kuchni robiąc przekąski. Emma biegała. Po prostu.
- Dobrze wyglądam w tej piżamie? - zapytała.
- Tak - wybiegła.
- A ta nie jest lepsza? - wróciła po minucie.
- Nie, tamta jest dobra - wybiegła.
- Myślisz, że Riker będzie chciał dziś czegoś więcej? - zapytała stojąc w samym staniku.
- Emma, Ty powinnaś wiedzieć to lepiej ode mnie. Ale jeśli tak, to uprzedzam Twoje pytanie: bielizna jest ok.
- No dobra - poszła do łazienki. - Ale Leila… jeśli tak, to nie uważasz, że to będzie dziwne, mieć za ścianą jego rodzinę? - wróciła po chwili ze szczoteczką do zębów w dłoni.
- Emma, nie myśl za dużo. Proszę Cię, to powinno stać się naturalnie - zaczęła iść w kierunku pokoju.
- Leila? - odwróciła się. - A nie powinnam najpierw trochę schudnąć, czy coś? Może jednak zostanę dziś w domu?
- Nie. Na moje oko powinnaś chyba trochę przytyć, a jeśli chodzi o Rikera, to jest w Ciebie tak wpatrzony, że boczki mogłyby Ci się wylewać nad spodniami, a i tak byś mu się podobała.
- Ale nie wylewają się, prawda? - zaczęła oglądać swój tyłek.
- Dziewczyno, Ty nie masz tam grama tłuszczu! Uspokój się, bo za chwilę do niego zadzwonię z wiadomością, że Cię udusiłam. Poza tym, zaraz się spóźnisz - spojrzała na zegarek.
- Jasna cholera! - pobiegła. Zamknęłam na chwilę oczy i wypuściłam powietrze. Dobrze, że ja się tak nie spinam przy Rossie.
                Ale żeby nie było, że się nie staram, wzięłam szybki prysznic i założyłam świeże ciuchy. Nałożyłam delikatny makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Otoczyłam się mgiełką perfum. Byłam gotowa. Na luzie.
                Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Hej - zobaczyłam uśmiechniętą twarz Rossa w drzwiach. - Proszę, wziąłem co się dało - podał mi kilka filmów na dvd. - A to dodatek na lepszą zabawę - wręczył mi butelkę wina.
- Wiesz jak mnie zadowolić - uśmiechnęłam się na ten widok. - Chodź, rozgość się. Emma dotarła do Was w całości? Nie zemdlała na widok Rikera?
- Nie, wszystko z nią w porządku, czemu pytasz?
- Chyba odrobinę się stresuje pierwszą wspólną nocą.
- Serio? Myślałem, że się cieszy…
- Jej szczęście przyćmiewa myśl o wystających boczkach.
- U Emmy? Żartujesz, prawda? - Ross zrobił wielkie oczy.
- Niestety nie…
- Mam nadzieję, że Riker zmieni trochę jej myślenie.
- Będzie ciężko, ale zostawmy ich, skupmy się na sobie. Co oglądamy pierwsze? - zapytałam.
                Kończył się drugi film. Tak naprawdę stanowiły one tylko tło do naszych rozmów. Przecież nie po to spotykamy się przed ich wyjazdem, żeby sobie razem pomilczeć. Opróżniliśmy już wino od Rossa i zabraliśmy się za moje zapasy, które tej nocy znacznie się już zmniejszyły. Czułam, że jestem pijana. Bardzo. A gdy ja jestem pijana, potrzebuję rozrywki. Wpatrywałam się w telewizor i myślałam, jak mogę zaczepić Rossa.
- Ała, to za co?! - krzyknął zaskoczony, zaraz po tym jak oberwał poduszką.
- Za to, że Cię lubię - wyszczerzyłam się do niego. - Nudzi mi się - dodałam.
- Skoro tak… - również chwycił poduszkę i zaczęliśmy się nimi okładać. Nasze radosne pokrzykiwania wypełniły mieszkanie. Chciałabym, żeby ta chwila trwała.
                Ross znalazł się nade mną. Chwycił moje ręce tak, że miałam je unieruchomione nad swoją głową. Spoważniał. Zwilżył swoje usta.
- A co, jeśli bym powiedział, że mam na Ciebie ochotę? - zapytał.
- Powiedziałabym, żebyś pokazał na co Cię stać - odparłam. Jego oczy pociemniały, ale nawet się nie poruszył. - Co, wymiękasz? - zapytałam zaczepnie.
- Ja? Nigdy. Zaraz sprawię, że będziesz krzyczeć - odpowiedział pewny siebie.
- Na to liczę - odparłam, a chwilę później poczułam malinkę tworzącą się tuż nad moim obojczykiem.
                Dalej rzeczy potoczyły się same. Najpierw pozbyliśmy się ubrań. Nasze oddechy przyspieszyły. Moje paznokcie narysowały drogę na jego umięśnionych plecach. Jęknął cicho. Chwilę później nie miałam już na sobie bielizny. W przypływie emocji, stoczyliśmy się na podłogę. Nawet nie poczułam uderzenia o ziemię. Teraz to ja byłam nad nim. A on był we mnie. Nasze ciała ze sobą współgrały. Ciepło, cieplej, gorąco. Ross spełnił swoją obietnicę. Opadliśmy na ziemię łapiąc oddech. Następnie zasnęliśmy. Na dywanie, przykryci kocem. Nasze umysły zamroczone alkoholem nie pomyślały już o najmniejszej dawce czułości. Spaliśmy, nieświadomi, że tej nocy straciliśmy siebie.

                Przebudziłam się. Nie wiedziałam czy Ross śpi, wolałam żeby tak było. Leżeliśmy plecami do siebie. Jak dwie zabawki, które spełniły swoją rolę. Wykorzystani, porzuceni. Nie wytrzymałam dłużej, bez zbędnego odwracania się wstałam szybko, za szybko. W mojej krwi dalej znajdował się alkohol, zakręciło mi się w głowie. Przymknęłam oczy, ruszyłam do pokoju po ubranie, a następnie do łazienki. Przekręciłam zamek. Odkręciłam kurek z gorącą wodą. Spojrzałam w lustro, zniesmaczona widokiem, który zobaczyłam. Ramię bolało od upadku na podłogę. Skrzywiłam się. Zamknęłam się w kabinie prysznicowej. Miałam nadzieję, że ciepły strumień zmyje ze mnie wczorajszą noc. Jednak im dłużej tam stałam, tym bardziej moja nadzieja na to ulatywała. Przypomniały mi się moje słowa do Emmy, które w moim przypadku nie zadziałały. Powinnam myśleć, zdecydowanie. Mnie i Rossowi nic nie wychodzi naturalnie.

*Ross*
                Głowa mi pękała. Leżałem z zamkniętymi oczami, bojąc się tego poranka. Owiało mnie chłodne powietrze, Leila wstała. Usłyszałem jej kroki, zamykany zamek, szum wody. Położyłem się na wznak. Żałowałem tej nocy jak żadnej innej, nie wiedziałem czy uda nam się to naprawić. Chciałem się z nią kochać, a po prostu uprawiałem seks. Nie różnił się niczym od tych nocy z przypadkowymi dziewczynami. Wstałem, znalazłem swoje ciuchy i ubrałem się. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, zacząłem więc trochę po nas sprzątać.
                Leila wyszła z łazienki.
- Zostaw, ogarnę to - usłyszałem.
- Dobra, zaniosę tylko - odparłem niosąc do kuchni brudne naczynia.
- Chcesz herbaty? Coś do jedzenia? - Leila podążyła za mną, nastawiła wodę w czajniku.
- Nie, dzięki. Ja już muszę spadać… Wiesz, pakowanie i te sprawy - potarłem nerwowo kark.
- Jasne, rozumiem - zero spojrzeń w oczy. Zero rozmowy.
- W takim razie do zobaczenia - uśmiechnąłem się bez wyrazu.
- Tak, baw się dobrze. Pozdrów ode mnie resztę - powiedziała, zacząłem otwierać drzwi jej mieszkania. - Ross?
- Tak? - odwróciłem się ostatni raz.
- Będę tu na Ciebie czekać, wiesz o tym?
- Jasne, cześć - zniknąłem za drzwiami. Oboje wiedzieliśmy, że to tylko puste słowa.
                Wyszedłem na słoneczną ulicę. Pogoda nie współgrała z moim nastrojem. Słońce wcale mi nie pomagało. Było mi niedobrze. Myślałem o tym, co się stało. Jeśli wczoraj ktoś by mnie zapytał, czy jestem w niej zakochany, odpowiedziałbym, że tak. Bez zastanowienia. Dziś myślę, że to było tylko pożądanie. Rozładowaliśmy je dzisiejszej nocy i na tym chyba się skończyło. Czemu więc jej pomagałem? Nie wiem, może mam jakieś zasady moralne, może za dobre serce. Teraz jedyne czego żałuję, to dzisiejsza noc.

*Leila*
                Gdy wyszedł, coś we mnie pękło. Już nie patrzył na mnie tak jak wcześniej. Prawie w ogóle na mnie nie patrzył. Uświadomiłam sobie, jak wiele straciłam tej nocy. To miało wyglądać inaczej, czegoś zabrakło… Magii? To był jeden z jednorazowych numerków. Gdybyśmy przespali się wtedy w hotelu, uniknęlibyśmy tych wszystkich nerwów. Pomyślałam, że może takie było nasze przeznaczenie. Może spotkaliśmy się tylko po to, żeby się ze sobą przespać, ale na siłę wszystko skomplikowaliśmy. Pora się pozbierać. Ross zmienił moje życie i nie zamierzam tego zaprzepaścić. Stało się, czasu nie cofniemy.
                No dobra, pozbieram się. Ale jutro.

*Emma*
                Wracałam do domu, a uśmiech nie chciał zejść z mojej twarzy. Weszłam do mieszkania, miałam ochotę wykrzyczeć Leili jak bardzo jestem zakochana w tym człowieku. Jednak szybko ostudziła mój zapał.
- Leila? Słońce, co się stało? - moja przyjaciółka siedziała, wpatrzona w jakąś komedię romantyczną, ze słoikiem Nutelli w ręce.
- Nic, oglądam film - jej warga zaczęła drżeć. Przytuliłam ją mocno.
- Co on Ci zrobił?

- Nic. Ross nic złego nie zrobił. To… to… tak miało być, po prostu. Nie przejmuj się, to minie, dzisiaj mam gorszy dzień - ciężko było się nie przejmować, nie często widziałam Leilę płaczącą, szczególnie przez faceta. Jeśli już, to faceci płakali przez nią.

11. You can’t see me, like I see you. I can’t have you, like you have me.

*Leila*
                Był pierwszy dzień mojego urlopu. Dostałam kolejnego sms’a od Rossa. Tak, od tygodnie mnie sprawdzał, pisząc z częstotliwością przynajmniej raz na godzinę. Ale szczerze? W ogóle mi to nie przeszkadzało. Co więcej, pomogło. Mogłabym mu więc powiedzieć, że już nie ma takiej potrzeby, ale… ale nie chciałam.
                Przez weekend robiłam porządek w swoich rzeczach. Chciałam się pozbyć moich specjalnych sukienek, ale pewien osobnik powiedział stanowcze ‘Nie, sukienki zostają. Ślicznie w nich wyglądasz’. No więc po kameralnym pokazie, na którym w skład jury wchodzili: Emma, Ross i Riker, poszliśmy na kompromis i została połowa. Na jutro jestem umówiona z dziewczynami na shopping, a dziś dzień tylko dla mnie. Ach, no i najważniejsze: od następnego semestru zaczynam studia!
                Siedzę właśnie u fryzjera, a w lustrze widzę nową osobę. Dziewczyna w odbiciu ma czekoladowe włosy, krótsze o jakieś 10 centymetrów od swojej poprzedniczki. Uśmiechnęłam się do siebie. Zaczynam nowe życie.

*Ross*
                ‘Mogę wpaść do Was wieczorem?’ otrzymałem wiadomość. Pytanie… pewnie, że tak! Uśmiechnąłem się do siebie.
- Ross! Ogarnij się! - krzyknął do mnie Rocky.
- Już, już - schowałem telefon do kieszeni i przeciągnąłem gitarę z pleców. Byłem gotowy do gry.
                 Po powrocie z próby siedliśmy w salonie i zamówiliśmy pizzę. Przyjechało jedzenie, teraz czekałem na Leilę. W końcu usłyszałem dzwonek do drzwi. Zerwałem się na równe nogi, potrącając przy okazji szklankę z colą, zalewając tym samym pół stołu.
- Synu drogi, nie ucieknie Ci - mama ratowała, co się dało.
- Przepraszam - rzuciłem i już byłem przy drzwiach. Widok mnie zaskoczył. Pozytywnie, rzecz jasna.
- Czy my się znamy? - uśmiechnąłem się do Leili i przytuliłem ją na przywitanie.
- Zawsze możemy się poznać - odwzajemniła uśmiech. - A tak serio, podoba Ci się?
- Tak, bardzo. Wyglądasz tak… naturalnie .
- Ale poważnie? Dobrze? Nie postarzają mnie? - przeciągnąłem ją za ramiona do światła i przyjrzałem się dokładnie.
- Nie, jest ok. Serio. Dla mnie idealnie - wyszczerzyłem się.
- O matko, Leila! Jak ślicznie! - Rydel zapiszczała na nasz widok.
- No i widzisz, właśnie o taki entuzjazm mi chodziło - Leila spojrzała na mnie krzywo, powstrzymując uśmiech.
                Siedzieliśmy dalej wszyscy razem.
- Ross, mogę mieć do Ciebie prośbę? - odezwała się do mnie.
- To zależy - odpowiedziałem poważnie. - Co jest?
- Wiesz, dziwnym trafem Mary i Ben dowiedzieli się o moim urlopie i postanowili zaprosić wszystkie swoje pociechy na kolację. W ten piątek. Pójdziesz ze mną?
- Jaa… eee… do Twoich rodziców? - nie, to nie ten etap znajomości. - Po co ja tam jestem potrzebny?
- Hej! Ja jakoś znam Twoich rodziców i się nie spinam. Nie chcę żebyś prosił ich o moją rękę, tylko żebyś po prostu był. Całe moje przybrane rodzeństwo ma przynajmniej narzeczonych, a pozostali małżonków i dzieci…
- No to widzę, że dobrana z nas para - uśmiechnąłem się pod nosem.
- To jak? Mogę na Ciebie liczyć? Obiecuję, że będzie fajnie - patrzyła na mnie błagalnie.
- Zgoda.

*Leila*
                Nadszedł piątek. Zebrałam Rossa spod domu i właśnie zaparkowałam na podjeździe moich rodziców. Zadzwoniłam do drzwi, Ross uśmiechnął się do mnie nerwowo, trzymając kwiaty dla Mary.
- Och, dzień dobry. Dobrze, że już jesteście. Wszyscy czekają - no tak, normalne. Leila zawsze spóźniona. - Jakie piękne, dziękuję - Porwała Rossa w ramiona i pocałowała w policzek. Siedliśmy w jadalni, witając się ze wszystkimi.
                Kolacja minęła w luźnej atmosferze. Czasem mi tego brakowało. Głupich dowcipów braci, ich przekrzykiwania z siostrami, uspakajania nas przez rodziców… W sumie teraz miałam nowych ludzi od wprowadzania zamieszania w moje życie. Wyobraziłam sobie wspólny obiad naszych rodzin. Apokalipsa.
                Postanowiliśmy wyjść na ogród, porozmawiać na świeżym powietrzu. Ross poprosił, żebym zaprowadziła go do ubikacji. W drodze powrotnej zatrzymał się przed ścianą obok gabinetu Bena.
- Wooow - jedyne, co udało mu się wydusić, gdy wpatrywał się w Gibsona wiszącego między kilkoma również nienajgorszymi gitarami.
- Tak, tyle zostało z mojej młodzieńczej pasji - nie wiadomo skąd pojawił się Ben i oparł się uśmiechnięty o futrynę, przytulając do siebie Mary.
- Pan kiedyś grał? - spytał Ross, z trudem odrywając wzrok od gitary.
- Tak poderwałem Mary. Kochała się w chłopcach z gitarą - dostał za to w bok od żony.
- Szkoda, że na Leilę to nie działa - starał się zażartować Ross.
- Z tego, co wiem, jest zupełnie inaczej. Jej pokój był cały w plakatach muzyków, głównie gitarzystów - Ross spojrzał na mnie pytająco, trochę rozbawiany.
- Tato! To było dawno temu, już z tego wyrosłam - nadąsałam się.
- Oczywiście… - odparł bez przekonania. - A Ty, Ross? Słyszeliśmy, że masz zespół. Może chcielibyście zagrać za dwa tygodnie na takim naszym małym firmowym przyjęciu?
- Bardzo chętnie, ale niestety za tydzień wyjeżdżamy w trasę koncertową po Europie.
- O, Europa, nieźle. Leila nie wspominała, że to, aż taki zespół... - wszyscy w trójkę na mnie spojrzeli.
- Wiesz, że coraz bardziej mnie kompromitujesz? - zapytałam.
- Wydaje Ci się - odparł z ironią. - Ross, w takim razie może zagrasz nam coś kameralnie? - ściągnął gitarę z uchwytu i wyciągnął w jego stronę.
- Nie, nie chcę robić niepotrzebnego zamieszania…
- No przestań, jedziesz w trasę, a nie chcesz zagrać przed nami? Przecież widzę, że chcesz.
- No dobrze, jedna piosenka - Ross chwycił za gryf, a w jego oczach pojawił się błysk. Był w swoim żywiole.
                Wyszliśmy za dom, wszyscy zwrócili się w jego stronę, gdy siadał z gitarą. Spod jego palców zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki. It's summer time and you are all that's on my mind. Everyday… Zaśpiewał, patrząc na mnie i uśmiechając się delikatnie. Speszyłam się. Podobał mi się ten widok. Ben powiedział samą prawdę, kręcą mnie faceci z gitarą. Bardzo.
                Piosenka się skończyła, nie wiem kiedy. Z transu wyrwały mnie dopiero oklaski. Posiedzieliśmy jeszcze trochę, a następnie ruszyliśmy w podróż powrotną do domu. Jechaliśmy w milczeniu, wsłuchani w muzykę płynącą z radia.
- Ta piosenka… podobała mi się - uśmiechnęłam się do Rossa.
- Cieszę się . Nawet nie wiesz jaka jest stara - zamyślił się na chwilę.
- Stare piosenki są najlepsze - skwitowałam.
- Nadal nie przekonałaś się do naszej muzyki, prawda? - zapytał.
- Przepraszam, nadrobię to. Obiecuję - położyłam rękę na sercu. - Słowo harcerza. Dzisiaj mnie przekonałeś, że warto.

*Ross*
                Podjechała pod mój dom. Jej oczy odbijały światło ulicznych latarni, a włosy miała potargane od wiatru wpadającego przez otwartą szybę. Miałem ochotę ją pocałować.
- Dziękuję. Miałaś rację, dobrze się dziś bawiłem - tyle zdołałem zrobić. Bałem się pocałunku. Bałem się, że dla niej to wciąż za wcześnie.
- To ja dziękuję, dzięki Tobie ten wieczór był wyjątkowy - uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Zapadła cisza. - Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze przed waszym wyjazdem.
- No jasne, że tak, nie wyjadę bez pożegnania.
- W takim razie jesteśmy w kontakcie.
- Ok. Dobranoc, miłych snów.
- Dziękuję, wzajemnie - odparła. Zamknąłem drzwi. Samochód odjechał. Zostałem sam, na pustej, cichej ulicy.

                Jestem największym idiotą na świecie. Ona chciała, żebym ją pocałował.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

10. I'm gonna hold you 'til your hurt is gone, be the shoulder that you're leaning on

*Ross*
                Obudziłem się. Nie otwierałem oczu. Leżałem myśląc o Niej. Leila. Uśmiech wypłynął na moje usta. Nie była idealna, ale kto jest? Wiedziałem, czułem, że teraz zdejmie tą maskę… tak, powiem to… maskę zimnej suki. Taka jest prawda, tak ją czasami odbierałem. Ale teraz wiem, że będzie dobrze, musi być. Wczoraj była taka bezbronna, potrzebowała opieki. A tak się składa, że ja mam potrzebę, żeby kimś się zaopiekować.
                Zebrałem się w sobie i zszedłem na śniadanie. Już na schodach słyszałem wesołe rozmowy mojej rodzinki i trzask sztućców o talerze. Uśmiechnąłem się. Nie mógłbym tego stracić. Myśl o wyprowadzce i samotnym mieszkaniu wydawała mi się teraz idiotyczna. Wszedłem do kuchni, przywitałem się ze wszystkimi i cmoknąłem mamę w policzek.
- Och, a to za co? - spytała rozpromieniona.
- A czy musi być jakiś powód? - odparłem wsypując płatki do miski. Rydel bacznie mi się przyglądała.
- Ross, chcesz się z nami czymś podzielić? - zapytała.
- Nie, czemu? Nic się nie wydarzyło - odpuść, proszę, błagałem w myślach.
- Nie, nic, po prostu jesteś… szczęśliwy - uśmiechnęła się z ulgą.
- Po prostu nie mam powodów do smutku - odparłem i wziąłem się za jedzenie. Wiedzieli, że nic ze mnie nie wyciągną.

*Leila*
                Wstałam w poniedziałkowy ranek bez problemu, w fantastycznym humorze. Czułam się wolna. Zaraz po przyjściu do pracy zapukałam do drzwi Johna.
- Cześć, masz chwilę? - zapytałam.
- Dla Ciebie zawsze - ten jego uwodzicielski uśmiech. - Co jest?
- Potrzebuję urlopu.
- Leila… - zaczął z miną nie wróżącą nic dobrego.
- John, proszę. Tydzień? Nawet nie zauważysz, że mnie nie ma.
- Dobrze, ale w przyszłym tygodniu, ok?
- Jasne, nie ma problemu - uśmiechnęłam się do niego. - Jest jeszcze coś…
- Tak?
- Nie będę dłużej tego robić.
- Zaraz… chodzi Ci o spotykanie się z klientami?
- Tak, właśnie o to. Zmieniam numer telefonu i wyrzucam eleganckie sukienki. Definitywny koniec.
- Mogę wiedzieć dlaczego? - zapytał jakbym podarła właśnie czek na milion dolarów.
- To mnie zabija John. Nie mogę dłużej tak żyć. Czasem się zastanawiam, czy mam jeszcze serce.
- Masz i to ogromne. Wiesz o tym.
- Nie, ale chcę się dowiedzieć - zapadła cisza. Patrzyłam na niego, nie wiedząc czy rozmowa dobiegła już końca.
- Jak on ma na imię? - zapytał.
- Kto?
- Ten facet, który zawrócił  Ci w głowie.
- Skąd Ty możesz wiedzieć…?
- Leila, to widać - przerwał mi. - Nie musisz się ukrywać. Ostatni raz widziałem ten błysk w Twoich oczach, kiedy załatwiłem Ci pracę. Więc? Zdradzisz mi jego imię?
- Ross - spuściłam wzrok i poczułam rumieniec wychodzący na moje policzki. - Ale to nic wielkiego. Tylko się przyjaźnimy - dodałam.
- Spokojnie, nie kupuję jeszcze garnituru na wesele - podniósł dłonie do góry z uśmiechem. - Mam nadzieję, że kiedyś go poznam.
- Pff, jeszcze czego - wstałam i ruszyłam do drzwi. - Nie wiem czy wyszedłbyś z tego spotkania ze wszystkimi zębami - uśmiechnęłam się zaczepnie.
- Leila? - zatrzymał mnie przy drzwiach. Odwróciłam się jeszcze w jego stronę. - Cieszę się, naprawdę. Mam nadzieję, że szybko przestanie być tylko przyjacielem - mrugnął do mnie porozumiewawczo. Wróciłam do swoich obowiązków.

*Ross*
                Usłyszałem pukanie do drzwi. Po chwili Riker kręcił się już na moim fotelu.
- Dobra, to teraz mów, co z Leilą.
- Co z Leilą?
- No nie utrudniaj, dobrze wiem, że coś się wydarzyło. Będziecie razem? Jesteście?
- Nie. My… nasze stosunki się poprawiły.
- No dobra, ale podobno to zły materiał na dziewczynę, prawda?
- Przecież mówię Ci, że nie jesteśmy razem. Poza tym pewne rzeczy uległy zmianie.
- Ugh, Ross! Czemu nie chcesz ze mną o niej porozmawiać? - zniecierpliwił się.
- Czemu nie mogę mieć swoich małych sekretów?
- Nie lubiłbym jej za to, co przede mną ukrywasz?
- Nie wiem. Może - odwróciłem wzrok.
- Mam się martwić? - zapytał z troską w głosie.
- Nie. Już jest dobrze - uśmiechnąłem się. - Już jest dobrze - powtórzyłem zamyślony bardziej do siebie, starając się w to uwierzyć. Bo przecież wciąż mam wątpliwości.
                Mój telefon zawibrował na szafce.

*Leila*
                Zaprosiłam Rossa na kolację. Przyszedł z Rikerem. Czasem mnie to irytowało, ale nie miałam mu też tego za złe. Emma była tak wspaniałomyślna, że wyciągnęła go do kina. Całe mieszkanie dla mnie i Rossa.
- Było pyszne - rozłożył się wygodnie na kanapie z kubkiem herbaty w dłoni.
- Dziękuję, miło to słyszeć - uśmiechnęłam się do niego. Włączyłam telewizor na jakimś głupim programie, żeby leciał w tle. Rozmowa potoczyła się sama.
                Ciągle bawiłam się telefonem. Miałam nadzieję, że dzięki temu Ross nie widzi moich trzęsących się dłoni. Nie potrafiłam skupić wzroku na jednej rzeczy. Biłam się z myślami. W końcu nie wytrzymałam. Będę grzeczna od przyszłego tygodnia. Wyszłam do swojego pokoju. Ross przyglądał mi się badawczo.
                Zaczęłam przekopywać szafkę. Znalazłam. Nerwowym ruchem strąciłam lampkę nocną, która zbiła się na drobne kawałki.
- Leila? - usłyszałam jego kroki. - Wszystko w porządku? - ujrzałam jego głowę w drzwiach.
- Tak, tak. Widzisz jaka ze mnie niezdara - zaśmiałam się, trochę zbyt głośno. Kropelki potu wyszły na moje czoło. Starałam się ukryć dłonie za plecami. Ross podszedł do mnie. Blisko. Delikatnym, ale zdecydowanym ruchem chwycił mnie za nadgarstek i wyciągnął moją rękę do przodu.
- Leila - spojrzał na mnie groźnie. - Powiedziałaś, że chcesz z tym skończyć. Uwierzyłem Ci!
- Chcę, Ross, to nie takie proste jak myślisz. Widzisz, co się ze mną dzieje.
- Mogłaś mi powiedzieć, ale zamiast tego postanowiłaś zmienić zasady. - Czułam się winna. - Masz jeszcze gdzieś? - spytał.
- Nie, tylko tyle mi zostało.
- Nie wierzę Ci - miało zaboleć. Zabolało.
- Proszę, Ross, nie bądź taki. Przepraszam. To wszystko, co mam, przysięgam! - zabrał torebeczkę i ruszył w kierunku toalety. - Czekaj, co Ty robisz?! - pobiegłam za nim. Zobaczyłam tylko jak wsypuje resztę białego proszku do ubikacji. Nacisnął spłuczkę patrząc mi prosto w oczy. Rozpłakałam się. Jestem słaba.
                Podszedł do mnie. Przytulił mnie.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale ja obiecałem, że Ci pomogę i mam zamiar dotrzymać słowa - wyszeptał. Zastanawiałam się, dlaczego nie zostawi mnie samej sobie, żebym zaćpała się gdzieś na śmierć. Przecież ja go ciągle zawodzę. I wtedy uświadomiłam sobie, że nie pamiętam jak to jest, kiedy komuś na Tobie zależy. Jemu zależało. Czasem myślę, że za bardzo.

*Ross*

                Miałem ochotę wyjść i trzasnąć za sobą drzwiami. Starałem się ją zrozumieć. Myślałem, że teraz będzie już z górki. Obecnie przeraża mnie myśl, że z Leilą zawsze będzie pod górkę. Przytuliłem ją i znowu poczułem to, co wczoraj. Ciepło jej ciała. Zapach, który kradł moje zmysły. I łzy spadające na moje ramię. Łzy, w których było cierpienie i bezsilność. Bałem się myśli, że trochę się do nich przyczyniłem. I, że to nie jest ostatni raz. Nie chcę żeby przeze mnie płakała. Ale wtedy poczułem, że będzie, chociaż jeszcze nie wiedziałem dlaczego.