wtorek, 26 maja 2015

17. Start the car and take me home.

*Leila*
                Jechaliśmy w milczeniu, ale nie była to męcząca cisza. Chyba obydwoje jej pragnęliśmy, mogliśmy w spokoju ułożyć sobie wszystko w głowie. Samochód zatrzymał się przed elegancką restauracją. Byłam tu, pomyślałam, ale teraz wydawało mi się, że było to wieki temu. Nawet nie pamiętam twarzy tego mężczyzny…
                Ross przepuścił mnie przodem. Usiedliśmy w kącie sali, stoliki oddzielone były parawanami. Atmosfera była całkiem intymna.
- Na co masz ochotę? - zapytał Ross. Na Ciebie, pomyślałam i z uśmiechem na ustach wybrałam danie.

*Ross*
                W jej uśmiechu zobaczyłem Leilę z dnia, w którym ją poznałem. Był kokieteryjny. Uroczy. Nie zepsuj tego, Lynch.
- Może zadzwonię? Sprawdzę jak sobie radzą - zaczęła wyciągać telefon.
- Daj spokój, nic się nie stało przez pół godziny - jakby mnie nie słyszała. - Daj to - wyciągnąłem rękę w jej stronę. Na jej twarzy widziałem wahanie.
- Dobrze, przepraszam. Ale schowam go jednak do torebki.
- Niech będzie - westchnąłem. Czasem chciałem żebyśmy mogli być tylko we dwójkę, nie przejmując się nikim innym. Niestety to niemożliwe. Poczułem jej dłoń na mojej, nasz spojrzenia się spotkały.
- Dzisiaj jestem tylko dla Ciebie - uśmiechnęła się. Jedyne, co zrobiłem to ścisnąłem jej rękę i odwzajemniłem uśmiech.
                Kolacja trwała. Rozmawialiśmy o wszystkim, jak kiedyś. Dwójka przyjaciół.

*Leila*
                Nie czułam upływającego czasu. Jakby te wszystkie kłótnie nie miały miejsca, czuliśmy się swobodnie w swoim towarzystwie. Już nie przejmowałam się tym jak wyglądam, tym jak mnie odbierze. W jego oczach byłam dalej Leilą z plaży, w trampkach i krótkich spodenkach. Zaczęliśmy się zbierać, ponieważ nadchodził czas zamknięcia restauracji. Wsiedliśmy do samochodu w cudownych nastrojach, a rozmowa dalej biegła swoim torem.
                Ross zaparkował przed domem. Wysiadłam i poczekałam na niego, ruszyliśmy do drzwi. Już miałam włożyć klucz do zamka, kiedy poczułam jego dłoń na ramieniu. Delikatnie odwrócił mnie w swoją stronę. Usłyszałam jak głośno przełknął ślinę. Teraz był spięty.
- Dziękuję Ci. Nawet nie wiesz jak ważne to dla mnie było - powiedział prawie szeptem.
- Ja też Ci dziękuję. Za wszystko - odpowiedziałam. Zbliżył do mnie swoją twarz. Jego miękkie wargi musnęły moje. Położyłam dłoń na jego karku. W tej chwili należałam do niego i pragnęłam go każdą komórką swojego ciała. Mocno mnie przytulił, a ja chciałam, żeby nigdy mnie nie wypuszczał. - Ross, nie śpieszmy się. Nie chcę znowu Cię stracić - wyszeptałam.
- Nie pozwolę na to - spojrzał mi w oczy i dał buziaka w czoło.
                Weszliśmy do domu. W salonie siedziała Stormie, a obok niej Mark. Popijali herbatę, a obok na kanapie leżał Shor. Chyba wyczuł naszą obecność i się przebudził.
- Był grzeczny jak aniołek - pogładziła go po główce z uśmiechem.
- Mam taka nadzieję. Zabiorę go do łóżeczka, oby w nocy też tak spał. Dziękuję za pomoc - uśmiechnęłam się i zaczęłam wspinać się po schodach. Na plecach czułam wzrok całej trójki.

*Ross*
                Opadłem ciężko na fotel. Miliony myśli w mojej głowie. Lecz, co dziwne, nie było negatywnych. Byłem pewny. W końcu, po tak długim czasie, wiedziałem, że to się uda. Wiedziałem, że oboje tego pragniemy.
                Słyszałem jak Leila krząta się na piętrze. Jak prawie bezgłośnie przechodzi do łazienki żeby się wykąpać. Kąciki ust uniosły mi się mimo woli, kiedy strzeliło jej kolano, a Leila zamarudziła pod nosem. Cała ona. Po zwolnieniu łazienki sam wskoczyłem pod gorący strumień wody, a następnie ruszyłem bezwiednie w stronę jej pokoju. Marzyłem jedynie żeby położyć się obok niej, choć wiedziałem, że mogę liczyć co najwyżej na buziaka.

*Leila*
                Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, które zaraz po tym się uchyliły. Shor właśnie zasnął, położyłam palec na ustach, aby dać Rossowi znak, że ma się nie odzywać. Uśmiechnął się tylko ze zrozumieniem, podszedł do mnie złapał za dłonie i przyłożył czoło do mojego. Nie wytrzymałam, musnęłam jego usta. Mogłabym go całować przez całą noc.
- Dobranoc - wyszeptał, składając ostatni pocałunek. Ruszył do drzwi i cicho je otworzył.
- Zostań - wyszeptałam. Odwrócił się z błyskiem w oczach, ale też z niedowierzaniem. Podeszłam i chwyciłam go za rękę. Zgasiłam światło, położyliśmy się, mocno wtuliłam twarz w jego szyję. Ross objął mnie mocno. Nawet nie wiem kiedy zapadłam w słodki sen.
                Obudził mnie płacz. Odruchowo zebrałam się do małego.
- Ciii, śpij - ktoś pocałował mnie delikatnie w czoło. Co? Kto…?! No tak, już pamiętam. Ross podszedł do łóżeczka i zaopiekował się Shorem. Leżałam patrząc na to, a po policzku poleciała mi samotna łza. Łza radości. Miałam wszystko.

***

                - No, to chyba wszystko - Ross zatrzasnął bagażnik i odebrał ode mnie Shora, żeby zapiąć go w fotelik.
- Dobra, to jedziemy za wami, tylko nie szalej - Riker mrugnął do brata i wsiadł do samochodu. Wzięłam głęboki oddech i sama zasiadłam na miejscu pasażera. Ross oparł dłonie na kierownicy.
- Przestraszona? - spojrzał na mnie.
- Nie. Przecież będziemy w tym razem - uśmiechnęłam się.
- Fakt, więc ruszajmy do nowego życia - pocałował mnie mocno i odpalił silnik.
                Jechałam zapatrzona w krajobraz za oknem. Myślałam o nowym domu, o tym ile jeszcze pracy przed nami. Poczułam dłoń Rossa na kolanie. Odwróciłam się w jego stronę. Oczy grzecznie wpatrywały się w drogę, ale na ustach pojawił się figlarny uśmieszek.
- Podobno się nie denerwujesz - odezwał się zaczepnie.
- No nie. Myślę, co z Tobą zrobię kiedy zostaniemy już sami - odpowiedziałam również z uśmiechem, głaszcząc go po karku. Dłoń Rossa przejechała wyżej na coraz bardziej widoczny brzuszek.
- Jak tak dalej pójdzie będziemy musieli kupić większy dom - zaśmialiśmy się razem, pocałowałam go w ramię i zakończyliśmy te niewinne pieszczoty. Pochyliłam się, aby pogłośnić radio. Mimo, że to nie ja byłam osobą, która powinna śpiewać w tym towarzystwie, zaczęłam równo z wokalistą śpiewać ulubioną piosenkę.

                      …We stared at the sun
                      And we made a promise
                      A promise this world would never blind us
                      These were our words
                      Our words were our songs
                      Our songs are our prayers
                      These prayers keep me strong
                      It's what I believe
                      If you were in these arms tonight…


THE END

niedziela, 5 października 2014

16. We could be the greatest

*Leila*
                - No to jedziemy - Ross zadowolony zabrał z krzesła torbę i przepuścił mnie, z Shorem na rękach, przodem. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy spod szpitala. Jechałam wpatrzona w widok za oknem. Jak teraz będzie wyglądać moje życie? Czy damy sobie radę? Uświadomiłam sobie, że jestem przerażona.
- Ross, gdzie Ty jedziesz? - zaniepokoiłam się.
- No do domu.
- Ale chyba nie mojego… - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Teraz już tak - uśmiechnął się do mnie.
- Ross! Przecież ja nawet nie mam u Was żadnych rzeczy. Chciałabym wziąć sobie chociaż jakieś ubrania.
- Leila, zaufaj mi. Załatwimy to - naburmuszona odwróciłam głowę. Nie miałam ochoty się denerwować. Poza tym sama tego chciałam.
                Podjechaliśmy pod ich dom. Weszliśmy, a w salonie przywitała nas cała rodzinka. I tyle miałam dziecko przy sobie. Stormie prawie się popłakała, gdy chwyciła małego w ramiona. Zaczęłam się zastanawiać czy moi rodzice zareagują tak samo. Tak w zasadzie przydałoby się ich zaprosić.
- Chyba jest głodny - kołysanie Rydel w niczym już nie pomagało.
- Daj, pójdę pełnić obowiązki - uśmiechnęłam się do niej blado. Chciałam spać, nic więcej, tylko spać.
- Chodź, zaprowadzę Cię  - Ross ruszył przed siebie. Zaprowadził mnie do dawnego pokoju swojej siostry. Otworzył drzwi, a w pomieszczeniu było wszystko: łóżeczko, meble… moje rzeczy.
- Powiedz jeszcze, że grzebałeś mi w szafie - spojrzałam na niego pytająco.
- Nie, oczywiście, że nie. Poprosiłem Emmę, żeby zebrała to czego najczęściej używasz. Pomyślałem, że jak trochę odpoczniesz pojedziemy po resztę. Mam nadzieję, że nie jesteś zła?
- Nie, tylko… zaskoczona. Pozytywnie - uśmiechnęłam się, a on odetchnął. No dobra, trochę byłam. Czułam, że tracę kontrolę, ale z drugiej strony wiedziałam, że się stara. Chciał żeby wszystko się ułożyło, ja tak samo.
- W takim razie zostawiam Was. Jeśli chcesz wziąć prysznic to nie krępuj się, wiesz gdzie jest łazienka - rozejrzał się po pokoju. - Czuj się jak u siebie - rzucił i zamknęły się za nim drzwi. Nakarmiłam małego, po czym sama przysiadłam na moim nowym łóżku. Chciałam skorzystać z pomysłu Rossa i iść się wykąpać, ale sen był szybszy. Obudziło mnie dopiero gaworzenie Shora.
                Mijały tygodnie, docieraliśmy się. Wszyscy. Riker przeprowadził się do Emmy, więc nie miałam drogi ucieczki. Byłam zmęczona, wiedziałam, że nie wyglądam najlepiej, ale starałam się to ukrywać. Spadły na mnie obowiązki, a ja za szybko chciałam wrócić do nauki i życia zawodowego. Ross wszystko widział, myślę, że czasem był nawet zły, ale szanował moje decyzje. Miałam nadzieję, że staniemy się sobie bliżsi, ale brakowało nam czasu, jego właściwie rzadko można było spotkać w domu. Poczucie bezpieczeństwa na razie musiało wystarczyć.
                Wykąpałam małego i położyłam do łóżeczka. Chciałam się trochę ogarnąć, ale nie było mi dane. Zaczął się wrzask i płacz. Wzięłam go na ręce i zaczęłam kołysać, a on płakał i płakał. Byłam bezsilna, nie wiedziałam o co chodzi. Drzwi do pokoju delikatnie się uchyliły i zobaczyłam w nich głowę Rossa.
- Pomóc Ci? - zapytał.
- Jeśli potrafisz… - powiedziałam zrezygnowanym głosem.
- Daj, a Ty odpocznij - wziął Shora na ręce, usidłam w fotelu i przyglądałam się mu. Żałowałam, że nie mogę go mieć. Przez cały ten czas uświadamiałam sobie coraz bardziej, że go potrzebuję, że mi na nim zależy. Ale im dłużej oglądałam siebie w lustrze i widziałam szare cienie pod oczami, tym bardziej wiedziałam, że straciłam swoją szansę. Po chwili dotarło do mnie, że w pokoju zapanowała cisza.
- Jak Ty to zrobiłeś? - zapytałam z udawaną zazdrością.
- Wiesz, męska solidarność i te sprawy - uśmiechnął się kładąc małego do łóżeczka. Stanęłam obok niego opierając się o szczebelki mebla. Patrzyliśmy na nasze dzieło. Taki malutki, bezbronny… Spojrzałam na Rossa i zatopiłam się w jego oczach.
- Dziękuję - wyszeptałam. Każde z nas bało się zrobić kolejny krok. Poczułam, że przesunął dłoń tak, że nasz palce się dotykały. Nie cofnęłam swojej, chciałam więcej. Wtedy mały zaczął gaworzyć. Chwila minęła, spojrzeliśmy na niego, a potem na siebie. Rozbawieni? Chyba tak, ale ja byłam zawiedziona.
- Zawsze do usług - uśmiechnął się Ross i podszedł do drzwi. - Słodkich snów - i już go nie było. Zrobiło mi się chłodno, objęłam się ramionami. Pragnęłam jego dotyku.

*Ross*
                Słodkich snów, palant. Co ja sobie myślałem? Czas to zakończyć, przestać się bać kolejnego odrzucenia przez Leilę. I stanie się to już, teraz i ani chwili dłużej. No może nie już, jutro. Jutro będzie po wszystkim. Kto nie ryzykuje, szampana nie pije, prawda?
                Obudziłem się rano i zszedłem do kuchni. Miałem nadzieję, że zastanę tam mamę, samą. Tym razem los się do mnie uśmiechnął i mogłem spokojnie z nią porozmawiać.
- Dzień dobry - przywitała mnie jak zwykle szczęśliwa. - Naleśnika?
- Tak, poproszę - usiadłem przy blacie czekając na śniadanie. - Mamo?
- Tak? - odparła nie odrywając wzroku od patelni.
- Mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytałem i poczułem się głupio. W ostatnim czasie prosiłem ją już chyba o zbyt wiele.
- Jasne, o co chodzi?
- Mogłabyś zająć się Shorem dziś po południu? Chciałbym zabrać gdzieś Leilę.
- Oczywiście, żaden problem - uśmiechnęła się do mnie i wróciła do swoich czynności. Nie zadawała pytań, chyba po prostu rozumiała.

*Leila*
                Obudził mnie pęcherz, pobiegłam do łazienki. Wracając w błogim stanie, ciesząc się, że dzieciak śpi i mogę się jeszcze położyć, poczułam narastający głód. Zrezygnowana zaczęłam iść w stronę kuchni, usłyszałam Rossa. Już miałam wejść do środka, kiedy serce zaczęło mi szybciej bić. Dziś? Gdzieś mnie zabrać? Nie, nie, NIE.
- Hej, jakieś ploteczki? - weszłam, udając, że nic nie słyszałam.
- Możemy zjeść dziś razem kolację? - Ross spojrzał na mnie z nadzieją.
- No jeśli będziesz w domu, to chyba normalne, prawda? - udawałam głupią, sama nie wiem po co.
- Nie, nie w domu. Wyjdziemy gdzieś razem?
- Ach, oczywiście, z przyjemnością - uśmiechnęłam się do niego i usiadłam obok czekając na naleśniki. Z pozoru miły poranek, wymarzony, ale ja w środku trzęsłam się jak galaretka. No, bo… nie mam w co się ubrać, wszystkie ładne ciuchy są za ciasne. Twarzy nie pomoże chyba nawet warstwa makijażu. Na włosach odrosty, że żal patrzeć. Mógł mi chociaż dać dzień, ale nie, idźmy dzisiaj, będzie fajnie.
                Po śniadaniu ruszyłam z błagalną miną do Stormie, żeby mnie pofarbowała. Oczywiście się zgodziła, a ja modliłam się w duchu, żeby nie mieć brązowego czoła. Następnie zadzwoniłam do Rydel i razem wyrzuciłyśmy wszystko z mojej szafy, w nadziei, że coś znajdziemy. Inaczej. W nadziei, że się w coś zmieszczę. Skończyło się na tym, że po 2 godzinach Delly przyjechała ze sklepu z trzema sukienkami i wspólnie wybrałyśmy najlepszą. To jeszcze tylko makijaż i… i tyle z tego mam, że wyszłam z wprawy. To, co kiedyś zajmowało 15 min, teraz trwa 2 razy dłużej. Po spojrzeniu w lustro uznałam, że jakoś to będzie.
                Zeszłam do salonu, gdzie cierpliwie czekał na mnie Ross. Rozpromienił się na mój widok, wstał z kanapy i pocałował mnie w policzek.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział cicho.
- Dziękuję - poczułam, że się czerwienię. To wszystko było takie niewinne, jakby to była pierwsza randka. Przecież znaliśmy się nawzajem, ba, spaliśmy razem, a teraz zachowujemy się jak zakochane dzieciaki. Wyszłam za dom, gdzie siedziała Stormie i Rydel.
- To my jedziemy. Shor śpi, jakby coś się działo to dzwońcie, wrócimy. Wszystko jest naszykowane, na szafce stoi…
- Leila, spokojnie, damy sobie radę. Wychowałam już kilkoro - Stormie uśmiechnęła się do mnie. - Bawcie się dobrze.

                Ross jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi do samochodu i ruszył w drogę. Zawibrował mój telefon, spojrzałam na wyświetlacz, wiadomość od Emmy. ‘Trzymam za Was kciuki. Zadzwoń do mnie po wszystkim’. Muszę przyznać, że w tej rodzinie wieści szybko się rozchodzą. Mam nadzieję, że będę piszczeć z ekscytacji do telefonu, a nie płakać w poduszkę.

środa, 17 września 2014

15. And it's not about forgiveness, cause it's all about the love, anyhow

              - O cholera jasna! - krzyknęłam ledwo utrzymując kubek z herbatą w rękach.
- Leila? - do kuchni weszła zaniepokojona Emma. - Słońce, co jest? - patrzyłam na nią przestraszona, bałam się poruszyć choćby o milimetr.
- Chyba się zaczęło - spojrzałam na moje mokre dresy. Emma zbladła.
- Dlaczego oni musieli akurat wczoraj wyjechać? - zapytała bardziej siebie. - Dobra Leila, damy radę. Chodź, zawiozę Cię do szpitala.
- Nie.
- Co ‘nie’?
- Nie ruszę się stąd - spanikowałam.
- Aha… i będziesz tu tak stać, aż…? - spojrzała na mnie pytająco.
- Aż mi przejdzie. Nie wiem, Em, ja nie jestem gotowa - w oczach miałam łzy, chociaż wcale nie chciałam płakać. Jeszcze godzinę temu, kiedy dostałam zadyszki na schodach, pragnęłam żeby dziecko w końcu było na świecie.
- Nie wygłupiaj się, idziemy - zabrała mi kubek i odstawiła na blat.
- Chciałam to wypić - spojrzałam na nią krzywo.
- Myślę, że się obejdziesz. Dalej, do samochodu - popchnęła mnie delikatnie.
                Wsiadłam powoli do auta, ciężko oddychając. Bolało. I wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl, która pozwoliła na chwilę zapomnieć o tym, co się dzieje. Chciałabym, żeby Ross tu teraz był. Żeby trzymał mnie za rękę i mówił, że wszystko będzie dobrze. Chciałabym, żeby mnie przytulił, bo kiedy on przytula, czuję, że mogę wszystko. Kolejny skurcz wyrwał mnie ze świata fantazji.
                Emma podjechała ze mną pod samo wejście, od razu wpakowali mnie na wózek i zawieźli na salę. Zaczęły się najdłuższe godziny w moim życiu. Momentami traciłam świadomość, chciałam żeby to się po prostu skończyło. Zaklinałam się, że nigdy więcej. Już nigdy się z nikim nie prześpię. Obiecuję tu i teraz, przy wszystkich. Jak sobie facet urodzi, to wtedy możemy pogadać.
                Włosy przykleiły się do mojej spoconej twarzy, nie miałam sił, żeby wykonać najmniejszy ruch. I wtedy położna dała mi na ręce najmniejszą i najbardziej pomarszczoną istotkę jaką widziałam. Wzruszenie ścisnęło mi żołądek, na chwilę straciłam oddech.
- Gratuluję, urodziła pani zdrowego chłopczyka - uśmiechnęła się do mnie ciepło. A więc chłopiec, w sumie czego się spodziewałam po takich genach. Łzy popłynęły po moich policzkach, pocałowałam małego w czółko. Nie chciałam go nikomu oddawać, chciałam mieć go w ramionach.
                I chciałam być w ramionach Rossa.

                Przebudziłam się w suchej pościeli. Było tak przyjemnie, że ostatnie przeżycia były mglistym wspomnieniem. No dobra, może do momentu, w którym się poruszyłam. Syknęłam z bólu, poczułam czyjąś dłoń na mojej. Podniosłam powieki.
- Ross? - myślałam, że mi się to przyśniło. - Przecież Ty miałeś być w Kolorado.
- Byłem. Emma zadzwoniła zaraz po tym jak Cię tu przywiozła. Może nasza podróż nie była zbyt bezpieczna, ale jestem przy Tobie - uśmiechnął się delikatnie, jakby na zachętę.
- Zaraz, nasza? Wszyscy wracaliście przeze mnie?
- A co Ty myślałaś? Martwią się tak samo jak ja - powiedział jakby to było oczywiste. Nie było. Dla mnie oczywistym było, że jestem tępą idiotką, która ich od siebie odsunęła. Cholera, instynkt macierzyński mnie wykończy.
- Dziękuję - odpowiedziałam. - A w zasadzie to gdzie Emma? - zapytałam, żeby tylko nie nastała niezręczna cisza
- Pojechała z Rikerem coś zjeść. I chyba się przespać, prawdopodobnie też z Rikerem - uśmiechnął się do mnie. Rozpromieniłam się na ten widok. Uświadomiłam sobie, że czekałam na ten uśmiech przez kilka ostatnich miesięcy. Nie zastanawiałam się skąd ta zmiana, nie chciałam wiedzieć, że to tylko dlatego, że urodziłam mu właśnie dziecko. Chciałam się po prostu tym delektować.
                Drzwi się otworzyły, stanęła w nich pielęgniarka z małym zawiniątkiem. Spojrzałam na Rossa, w jego oczach zobaczyłam strach. Tym razem to ja ścisnęłam jego rękę. Wiedziałam, co czuje, przeżyłam to kilka godzin temu.
- Czyżby szczęśliwy tatuś? - uśmiechnęła się do niego. - Proszę, na chwilę Was zostawię - dała mu małego na ręce. - Proszę się nie bać - powiedziała na odchodne.
- A oto i on. Shor - uśmiechnęłam się.
- Mam syna - odpowiedział Ross jakby z odległej planety. Coś się w nim zmieniło. Nie, wszystko się w nim zmieniło. Spojrzenie, postawa, zachowanie. Siedział wpatrzony w małą twarzyczkę, w oczka, które jego jeszcze niestety nie widziały. Ale mały czuł, wyciągnął rączkę i położył ją na palcu Rossa. To był najbardziej wzruszający widok na świecie. - Naprawdę dałaś mu na imię Shor? - przeniósł wzrok na mnie.
- Nie planowałam tego - powiedziałam obronnym tonem. Bałam się, że nie będzie zachwycony. - Po prostu, gdy na niego spojrzałam pomyślałam o Tobie, zapytali mnie jakie imię wpisać i to było pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Podoba mi się - uśmiechnął się. Ale dalej był nieobecny duchem, blady. Pielęgniarka wróciła.
- No, dobrze, to teraz czas na karmienie - zabrała mu dziecko i dała mnie.
- W takim razie ja za chwilę wrócę - Ross zerwał się z krzesła.
- Hej, nie musisz, naprawdę mi to nie przeszkadza - próbowałam go zatrzymać.
- Nie, ja… ja pójdę się czegoś napić - wychodząc wpadł na stołek, zmieniając kolor twarzy z białego na czerwony.  Pielęgniarka spojrzała na mnie pytająco, ale całe szczęście nie miała ochoty na pogaduszki.
                Chwilę później Ross wrócił, zostaliśmy sami. Rozmawialiśmy w zasadzie o niczym, próbując przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Przed bardziej niebezpiecznymi tematami uchroniła nas wizyta Emmy i Rikera.
- Hej, jak się czujemy? - Em podbiegła do mnie i pocałowała mnie w policzek.
- Jakbym właśnie straciła 20 kilo - uśmiechnęłam się do niej.
- Ross, nie chciałbyś pokazać bratu Twojego największego skarbu na ten moment - zwróciła się do chłopaka.
- Jasne, możemy się przejść - odpowiedział. Chciałam mu powiedzieć, żeby jechał do domu się przespać, ale odpuściłam. Wyszli.
- No i? - Emma rozsiadła się obok mnie.
- Ale z czym?
- No z Rossem.
- A co z nim? Chyba jest w szoku, ale też się cieszy. Wiesz, to jak spojrzał na Shora za pierwszym razem… wiem, że mu zależy.
- A jeśli nie pytałabym o Shora?
- W takim razie o co?
- Och proszę Cię, Leila! Nie chciałabyś z nim zamieszkać? Zająłby się nim. Zająłby się Wami.
- Emma, wiesz dobrze jakie jest moje stanowisko w tej sprawie. Poza tym, nie wiem dla kogo mają płynąć z tego korzyści. Z tego, co słyszałam, to dzięki temu Stormie będzie miała wnuka u siebie, Ross będzie miał syna za ścianą, a Riker będzie mógł się do Ciebie wprowadzić. A gdzie w tym wszystkim ja?! W czym ta przeprowadzka mi pomoże?
- Może w tym, że będziesz wśród ludzi, którzy traktują Cię jak rodzinę, tylko Ty nie chcesz dopuścić do siebie takiej myśli. Może, że pomogą Ci, nie dlatego, że uważają Cię za zbyt słabą, ale dlatego, że chcą Ci ułatwić życie. Powiedz, nie ucieszył Cię widok Rossa przy łóżku? Bo on po kilkugodzinnej podróży powiedział, że będzie przy Tobie siedzieć i nie zostawi Cię samej. Powinnaś to docenić - przeszywała mnie spojrzeniem, a ja milczałam. Milczałam, bo brakło mi argumentów, bo nie rozumiałam jak może im na mnie zależeć. Dlaczego zależy?

*Ross*
                Wróciłem do domu i rzeczywistość powoli zaczęła do mnie docierać. Myślałem, że jestem gotowy, ale nie byłem. Zobaczyłem małego i odebrało mi mowę. Teraz jesteśmy za niego odpowiedzialni, jego życie zależy od nas. Byłem bardziej zmęczony niż po całej trasie koncertowej, chciałem spać, ale nie było mi dane, ponieważ każdy w domu zadał mi milion pytań. W końcu udało mi się położyć. Zamknąłem powieki, a w mojej głowie pojawił się obraz Leili. Jaki ja byłem głupi. Powinienem o nią walczyć. Powinienem inaczej to rozegrać. Nie uciekać w tamten poranek, ale zostać i porozmawiać. Chciałbym stworzyć z nią rodzinę.
                Rano wziąłem szybki prysznic, zjadłem szybkie śniadanie i pojechałem do szpitala. Szybko. Gdy wchodziłem do sali, Leila akurat karmiła. Speszyłem się, chciałem wyjść, ale stwierdziłem, że moje zachowanie jest głupie. Zostałem, w końcu nie miała przede mną wiele do ukrycia. Dała mi Shora, pocałowałem go delikatnie w czoło i zrobiłem z nim kilka rundek po pokoju. Zerknąłem na Leilę, uśmiechała się patrząc na nas. Wyglądała tak promiennie. Przypomniał mi się dzień na plaży, kosmyki jej włosów targane przez morski wiatr. Tak bardzo chciałbym tam powrócić.
- Ross? - odezwała się nagle.
- Tak? - odparłem od niechcenia, zamyślony.
- Czy Twoja propozycja jest nadal aktualna?
- Która? - widziałem strach w jej oczach, wiedziałem, że stara się przełamać.
- Znajdzie się dla mnie miejsce w waszym domu? - powiedziała tak cicho, że musiałem chwilę pomyśleć, czy na pewno dobrze ją zrozumiałem. Eksplodowałem w środku na milion kawałków. A zaraz potem wszystko połączyło się w całość, lepszą od tej, która była we mnie jeszcze chwilę temu.
- Oczywiście, że tak. Wszystko będzie tam na Ciebie czekać, jak tylko wyjdziecie - uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- Dziękuję - powiedziała jeszcze ciszej niż przed chwilą i odwzajemniła uśmiech. W zasadzie nie musiała nic mówić, widziałem, że naprawdę tego chce. Widziałem wdzięczność na jej twarzy.

                Nadzieja powróciła. W tej chwili wiedziałem, że nie wszystko jeszcze stracone. Dotarło do mnie, że byliśmy dla siebie zawsze, potrzebny był tylko odpowiedni impuls, żebyśmy to zrozumieli.

sobota, 6 września 2014

14. I know you want me but I was only looking for a friend

*Leila*
                Stałam przy kuchennym blacie, przez okno przyglądałam sie Rossowi, który w naszym ogrodzie bujał na huśtawce małą dziewczynkę. Uśmiechnęłam sie do siebie. Odłożyłam ścierkę i chciałam do nich dołączyć, ale nie mogłam sie ruszyć. Niebo zaczęło się pokrywać ciemnymi chmurami, chciałam krzyczeć, chciałam żeby na mnie spojrzał, ale głos nie wydobywał się z mojego gardła. Dom zaczęła wypełniać melodia drażniąca uszy, grała coraz głośniej i głośniej... Przebudziłam się gwałtownie, pod moją poduszką dzwonił telefon.
- Halo? - odebrałam, kulturalnie ziewając do słuchawki.
- Przepraszam, obudziłem Cię? - chwilę zajęło mi połączenie głosu z twarzą.
- Ross? Nie, nie, dobrze, że zadzwoniłeś, bo zasnęłam przy laptopie - skłamałam. Od kilku dni przesypiam popołudnia, a nocami nie wiem, co ze sobą zrobić.
- Słuchaj, moglibyśmy się spotkać? Chciałbym porozmawiać z Tobą na spokojnie, gdzieś na neutralnym gruncie.
- Jasne, nie ma problemu. Myślę, że to dobrze nam zrobi - ucieszyłam się. Nie musiałam się już martwić, wiedziałam, że oswoił się z myślą, że zostanie ojcem. Umówiliśmy się do kawiarni na następny dzień, zobaczymy co przyniesie ta rozmowa.

*Ross*
                Przyszedłem za wcześnie, nerwowo składałem i rozkładałem serwetkę w oczekiwaniu na Leilę. W końcu pojawiła się w drzwiach i rozejrzała się po pomieszczeniu. Pomachałem do niej, uśmiechnęła się i zaczęła iść w moją stronę.
- Cześć, widzę, że ktoś tu nie mógł się doczekać - rzuciła.
- Wywiad skończył się wcześniej niż myślałem, a nie opłacało mi się już wracać do domu - skłamałem, równocześnie odsuwając jej krzesło i unikając spojrzenia. Nie wiem po co, zapewne już i tak mnie przejrzała.
- Ross, nie musisz mi się tłumaczyć.
- Tak, wiem - odchrząknąłem i spojrzałem w kartę. - Na co masz ochotę? - zapytałem.
- Poproszę herbatę. I ciasto. Tak, ciasto chodzi za mną od rana - przesuwała palcem po liście słodkości nie mogąc zdecydować się na jedno. W końcu skinąłem na kelnerkę i złożyłem zamówienie. Zapanowała cisza. Chciałem się z nią spotkać i porozmawiać, ale nie miałem pojęcia od czego mam zacząć.
- Więc… jak się czujesz? - zapytałem.
- Dobrze. Zaskakująco dobrze. Mam nadzieję, że będzie tak do końca.
- A jak sobie radzisz? Wiesz, myślę o pracy i w ogóle…
- Wszystko jakoś się układa. Tak jak planowałam zaczynam studia, nie mam zamiaru rezygnować. Postanowiłam sobie, że zaliczę ten semestr, a potem wezmę dziekankę na pół roku, ewentualnie rok, zależy jak będę się czuć. Jeśli chodzi o prace, to muszę powiedzieć, że John to chyba najlepszy szef na jakiego mogłam trafić. Powiedział, żebym chodziła do pracy dokąd dam radę, a jak już urodzę będę wpadać na kilka godzin, kiedy będzie potrzeba, a całą resztę będę mogła zabierać do domu, żeby być z dzieckiem. Kiedyś myślałam, że ciąża to koniec świata, ale jak już się zdarzyło, to wszystko da się jakoś ogarnąć - mówiła zadowolona.
- To wspaniale. Widzę, że rzeczywiście nie potrzebujesz mnie, żeby dać sobie z tym wszystkim radę - nie chciałem powiedzieć tego z taką goryczą jak powiedziałem.  W zasadzie powinienem się cieszyć, że nie robi mi nie wiadomo jakich problemów.
- Ross, dziecko będzie Cię potrzebowało. Ja bez niego pewnie już bym Cię nie interesowała.
- Nie wiesz tego. Gdyby nie ta noc…
- Ale ta noc się zdarzyła, czasu nie cofniesz - przerwała mi. Opanowałem się, postanowiłem sobie, że nie będę się unosił.
- Naprawdę nie możemy spróbować tego naprawić? Przecież było dobrze, pamiętasz?
- Było. A potem, po trasie, przywitałeś mnie spojrzeniem, jakbym była największym złem w Twoim życiu. Gdyby miało nam się udać, to udałoby się mimo wszystko.
- Dobra, wiesz co, nieważne. Niepotrzebnie ciągnę ten temat. Daj znać jak będę do czegoś potrzebny - wstałem i położyłem banknot na stoliku.
- Ross, zaczekaj, przepraszam - chwyciła mnie za ramię.
- Nie masz za co przepraszać, rozumiem - wyszedłem nie odwracając się. Myślałem, że nic do niej nie czuję, ale czułem. Zdecydowanie za dużo, biorąc pod uwagę, że ona nie czuła nic do mnie.

*Leila*
                Udawałam, że nic się nie stało, że nikt się właśnie nie pokłócił. Unikałam ciekawskich spojrzeń ludzi siedzących w kawiarni. Czułam, że się czerwienię. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Chciałam, żeby między nami było dobrze, ale ciągle coś robiłam źle. Chciałam wiedzieć, że bycie ze sobą byłoby czymś dobrym, ale nie wiedziałam. Chciałam się napić. Tak bardzo chciałam się napić. Przynajmniej jedna rzecz, której byłam pewna, ale której nie mogłam zrobić.
                Wróciłam do mieszkania. Miałam ochotę położyć się i przespać resztę życia. Niestety do Emmy przywlókł się Riker. Ostatnio nie tolerowaliśmy się za bardzo. Z Emmą również. Wchodząc zobaczyłam nadzieję w ich oczach.
- Jak tam? Dogadaliście się? - zapytała Emma.
- Powiedzmy…
- Czyli? Dasz mu chociaż szansę? - Riker spojrzał na mnie poważnie.
- Nie. Niech to wreszcie do Was wszystkich dotrze. Nie będę z nim tylko dlatego, że noszę w brzuchu jego dziecko! - ruszyłam do swojego pokoju.  - Nie zmusicie mnie do miłości - powiedziałam jeszcze cicho przed zamknięciem drzwi. Czułam, że tracę wszystkich, na których mi zależy.

***

                Zebrałam się powoli z kanapy. Wstawanie stanowiło już dla mnie pewnego rodzaju wyzwanie. Myśl o zbliżającym się porodzie stresowała mnie coraz bardziej. Wzięłam z wieszaka kurtkę i wyszłam na spacer myśląc przy okazji nad tym, co kupić na obiad. I po obiedzie. I na kolację. Czułam się jak worek bez dna.
                Minęło już 8 miesięcy. Nasze stosunki z Rossem były, jakby to ująć… chłodne. Czasami dzwonił. Czasem ja dzwoniłam. Czasem nie mieliśmy kontaktu przez miesiąc. Jeśli chodzi o jego rodzeństwo, miałam wrażenie, że jestem wrogiem publicznym numer jeden. Emma przekonywała mnie, że tak nie jest, że akceptują sytuację, ale ja wiedziałam swoje. I właśnie Emma. Wiedziałam, że jest rozdarta. Wspierała mnie i to bardzo, pomagała, ale też  nie rozumiała moich decyzji.
                Weszłam do supermarketu, obczytywałam kolejne etykiety, starając się wybrać coś w miarę zdrowego. Przypomniałam sobie, że w domu skończył się ryż. Wjechałam w odpowiednią alejkę i… o cholera!
- Leila? - Stormie uśmiechnęła się do mnie. Obok niej stał zmieszany Ross.
- Tak, dzień dobry - odpowiedziałam powoli, szukając najprostszej drogi ucieczki. Nie widziałam jej od ostatniej wizyty w ich domu.
- Skarbie, ślicznie wyglądasz - podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Bardziej myślałam, że wyzwie mnie od dziwki niszczącej życie jej syna.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jak Ty się czujesz? Opowiadaj. Wiesz, że nasz dom jest zawsze dla Ciebie otwarty, prawda? Jeśli będzie Ci za ciężko zawsze możesz się do nas wprowadzić…
- Mamo - upomniał ją Ross.
- Tak? - przerwała swój słowotok.
- Możesz nas na chwilę zostawić?
- Ach, tak, jasne. Będę na chemii - niechętnie ruszyła w swoją stronę.
- Więc, co u Was nowego? - zapytałam, nie chcąc, aby zapadła niezręczna cisza.
- Rydel i Ell się wyprowadzają. Wynajęli mieszkanie niedaleko nas.
- Naprawdę? - byłam szczerze zaskoczona, o takich rzeczach to oczywiście nikt mnie nie poinformuje. Emma myśli, że interesuje mnie z tej rodziny tylko Ross. Wróć. Że powinien interesować mnie tylko Ross. - Pewnie wszyscy przeżywają?
- Taa, na pewno będzie inaczej. Chociaż pewnie i tak będą tam tylko spać, a u nas przesiadywać. Z drugiej strony trochę im zazdroszczę, zawsze to więcej prywatności.
- Ale też więcej obowiązków, a tak to obiadek zawsze na Ciebie czeka - uśmiechnęłam się, ale szybko odpuściłam. Wygląda na to, że czasy żartów mamy za sobą.
- A u Ciebie wszystko w porządku? - spytał patrząc na mój brzuch.
- Tak - chwyciłam delikatnie jego dłoń i podążyłam nią za jego wzrokiem. Po chwili poczułam opór. - No nie bój się - spojrzałam mu w oczy i położyłam delikatnie dłoń na mojej prywatnej piłce plażowej. Jak na zawołanie poczułam cios wymierzony małą piąstką, bądź stópką. Ciężko stwierdzić. Ross instynktownie cofnął rękę, ale położył ją znowu.
- Nie boli Cię to? - zapytał zamyślony.
- Przywykłam - uśmiechnęłam się do niego ciepło. Nie chciałam się znowu z nim kłócić. Może nawet chciałam, żeby zaczął uczestniczyć w moim życiu.
- Znasz już płeć?
- Nie, nie chcę.
- Czyli będziemy mieli niespodziankę? - tym razem to on się uśmiechnął, a w jego wzroku coś się zmieniło. Tak jakby przez ten jeden mały ruch pokochał maleństwo, które widział tylko na niewyraźnych zdjęciach. - Leila, wiesz, że to co mówiła mama to prawda? Teraz mamy wolny pokój, nikt nie będzie miał nic przeciwko…
- Ross, jest w porządku, nie czuję takiej potrzeby, żeby zwalać się Wam na głowę - odpuścił. Wiedział, że do niczego to nie prowadzi. A ja coraz bardziej żałowałam, że jestem taka uparta.

                Przez głowę przemknęła mi ulotna myśl, ale szybko ją zdusiłam. To tylko hormony. Tylko hormony, wmawiałam sobie przez całą drogę do domu.

sobota, 16 sierpnia 2014

13. Only know you love her when you let her go… And you let her go.

*Ross*
                … Stay with me tonight. Zakańczałem powoli piosenkę, teraz ostatnia partia Rockiego. Leila? Przecież to niemożliwe. Zamarłem. Światła zgasły równocześnie z końcem melodii. Po chwili zaświeciły się ponownie. Wciąż wpatrywałem się w to samo miejsce pod ścianą, w jej oczy. Uśmiechała się do mnie. Tylko, że to nie była Leila.
                Trasa powoli się kończy, szkoda. Mógłbym się w tym zatracić, koncerty są moim życiem. Teraz skupiam się tylko na tym. Przez ponad miesiąc dawałem z siebie 200%. Na scenie, na wywiadach, na spotkaniach z fanami. Wszystko byleby za dużo nie myśleć. Koszmary nawiedzały mnie nocą, gdy zamykałem się sam w pokoju. Wyobrażałem sobie scenariusze, które nigdy się nie spełnią, myślałem co by było, gdyby… Kończyłem na dwóch tabletkach nasennych, żeby rano wyglądać na przytomnego.
                Martwili się o mnie. Widziałem to w ich spojrzeniach. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło. Sam nie wiedziałem. Chciałem zapomnieć, wpatrywałem się w tłum pod sceną szukając odpowiedniej dziewczyny. Na randkę, do łóżka, do końca życia… nieważne. Chciałem udowodnić sobie, że są inne. Ale nie było. Odpowiednia była za oceanem, pewnie właśnie smacznie spała. I na pewno nie śniła o mnie.

*Leila*
                Obudziłam się za wcześnie. Leżałam wpatrując się w sufit. To już ponad miesiąc. Pozbierałam się, wyłączyłam emocje. To potrafię najlepiej. Straciliśmy kontakt, jedyne informacje jakie miałam, to te od Emmy. Nie sprawdzałam newsów w internecie, nie słuchałam ich muzyki. Nie czułam takiej potrzeby. Skończyło się, jak wszystko. Wiedziałam, że tak będzie, od początku.
                Są też pozytywne strony. Trzymam się, jestem czysta odkąd zabrał mi ostatnią porcję prochów. I z nikim nie spałam. Oprócz Rossa. Przewróciłam się na bok, wyciągnęłam telefon spod poduszki. Czas się szykować. Usiadłam na łóżku, pociemniało mi na chwilę przed oczami. Zignorowałam to i ruszyłam na poranną toaletę. Otworzyłam drzwi pokoju, uderzył mnie zapach jajecznicy robionej przez Emmę. Zrobiło mi się niedobrze. Weszłam do łazienki, wyciągnęłam z szafki szczoteczkę do zębów. Zamknęłam drzwiczki z lustrem i przyjrzałam się sobie. Nagle coś do mnie dotarło. Zbladłam, moje oczy szeroko się otworzyły, a szczoteczka wyleciała z ręki. Ja się chyba zabiję.

*Ross*
                Nadszedł ten dzień. Powrót do domu. Nie chciałem tego, a z drugiej strony tylko na to czekałem. Na lotnisku przywitała nas grupka fanów, rozdaliśmy kilka autografów. Jechałem wpatrując się w światła miasta i oddychając dobrze znanym mi powietrzem.
                Wziąłem gorący prysznic, a następnie wskoczyłem do swojego wygodnego łóżka. Mógłbym zostać w nim na zawsze. Byłem szczęśliwy, trasa była udana, wszystkie koncerty wyprzedane. A w samolocie postanowiłem sobie, że koniec z zadręczaniem się. Skoro los tak chciał, to znaczy, że niebawem poznam kogoś nowego… lepszego? Nie chcę tracić życia na tą dziewczynę. Zasypiałem z uśmiechem na ustach, wtulając się w miękką kołdrę, gotowy na nowe wyzwania.
                Zaraz po śniadaniu rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i mało co nie wypuściłem go z ręki. Leila.
- Słucham? - odebrałem.
- Cześć, Ross, mógłbyś dzisiaj wpaść do mnie na 5 minut?
- Nie wiem czy będę miał czas.
- Proszę, to ważne. Jeśli się zdecydujesz, to ja cały dzień siedzę w domu.
- Dobra, cześć - rozłączyłem się. Koniec. Nie będę na każde jej zawołanie. Jeśli czegoś ode mnie chce, to zapraszam, wie gdzie mieszkam. Teraz jej się przypomniałem? Przez półtora miesiąca owijała sobie pewnie kolejnych frajerów wokół palca. Coś sobie wczoraj postanowiłem i zamierzam się tego trzymać.
                Delly poprosiła mnie, żebym zawiózł ją do koleżanki na noc. Żaden problem, przecież i tak nie mam planów na wieczór… Wracając spoglądałem tęsknie w stronę nocnych klubów, które musiałem ominąć. Dojechałem na skrzyżowanie, skręciłem w prawo. Do mojego domu jedzie się w lewo.

*Leila*
                Usłyszałam dzwonek do drzwi i podskoczyłam na kanapie.
- Spokojnie, czekasz na kogoś specjalnego? - Emma puściła do mnie oczko z uśmiechem, widząc moją reakcję.
- Taa, powiedzmy - poszłam otworzyć drzwi. - Hej, przyszedłeś… - zwróciłam się do Rossa.
- Tak, akurat przejeżdżałem - unikał mojego wzroku. - To co chciałaś mi powiedzieć? - wyprostował się, uniósł dumnie głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Nienawidził mnie.
- Chodź do mnie, chcę żeby to była rozmowa w cztery oczy.
- Kolejna rzecz do ukrycia przed Twoją jedyną przyjaciółką - położył nacisk na słowo ‘jedyną’. Miałam ochotę wyrzucić go z mieszkania. Zamiast tego spojrzałam jedynie krzywo i milcząc poszłam do swojego pokoju.
- Ross, heeeej! - Emma szeroko się uśmiechnęła i przytuliła go na powitanie.
- Czeeść! - jego twarz rozjaśnił uśmiech. Ałć.
                Przeczekałam ich czułości na progu swojego pokoju. Chwilę później Ross minął mnie wchodząc do środka. Był blisko, znajomy zapach. Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Pociągnęłam za klamkę, zamknęłam drzwi. Ross skrzyżował ręce na piersi, chciał coś powiedzieć. Nie dałam mu dojść do słowa.
- Jestem w ciąży - powiedziałam patrząc mu w oczy. Wyglądał jakby uszło z niego całe powietrze.
- Powtórz - wpatrywał się we mnie, nie okazując jakichkolwiek uczuć.
- Będziemy mieli dziecko.
- Niemożliwe.
- A jednak - uśmiechnęłam kpiąco. Nie tylko jemu to nie pasowało.
- Przecież powiedziałaś, że się zabezpieczasz!
- Czyli to tylko moja wina, panie ‘mam na Ciebie ochotę’?! - przetarł nerwowo twarz. Jakby chciał się przebudzić z koszmaru.
- Skąd pewność, że to moje dziecko? - zapytał. Już mi nie ufał.
- Dobrze wiesz, że z nikim innym nie spałam.
- Ćpałaś? - miałam ochotę dać mu w twarz.
- Nie! Dobrze wiesz, że nie…
- Piłaś - nie zapytał. Wiedział.
- Ross, przecież nie wiedziałam… Wszystko jest w porządku. Byłam u lekarza - usiadł na łóżku, wpatrywał się w podłogę. Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć.
- Co teraz zrobimy? - odezwał się cicho.
- My? Nic. Ja urodzę, a Ty rób sobie, co chcesz.
- Ty tak na poważnie? - spytał, jakbym opowiedziała właśnie kiepski żart.
- A przepraszam, niby, co jest nie tak? Masz jakiś lepszy plan?
- No myślę, że normalni ludzie zamieszkaliby ze sobą, spróbowali stworzyć rodzinę…
- Stop. Ross, nie będziemy na siłę tworzyć związku. Dawno temu postanowiłam sobie, że nie będę z nikim ze względu na dziecko. Czy Ty nie widzisz jak wyglądają nasze relacje? Nie wiem jak Ty, ale ja nie chcę być nieszczęśliwa do końca życia.
- A nie myślisz, że dziecko powinno mieć ojca? Że powinniśmy ponieść konsekwencje tego, co zrobiliśmy?
- Ross, ja nie mam zamiaru Cię ograniczać. Będziesz mógł je widywać kiedy tylko będziesz chciał, ale pomyśl, masz karierę, jeździsz po świecie, nie potrzebujesz zbędnego balastu. Dam sobie radę. Co się stało, to się nie odstanie, ale nie możesz przez to porzucić życia, które kochasz.
- A co jeśli chcę?
- Nie chcesz .
- A co jeśli powiem, że mi na Tobie zależy? - zapytał po chwili.
- Nie zależy Ci. Czujesz się do tego zobowiązany, ale spokojnie, nie wymagam tego od Ciebie.
- Więc, co? Teraz mam tak po prostu wrócić do domu i udawać, że wszystko jest po staremu?
- Jutro Ci przejdzie, zaufaj mi.
- Jesteś nienormalna - zaśmiał się nerwowo. - Albo robisz sobie ze mnie jaja z tą ciążą, albo nie dociera jeszcze do Ciebie jaka to odpowiedzialność!
- Wszystko do mnie dociera. Po prostu miałam czas żeby poukładać to sobie w głowie… Gdzie Ty idziesz?! - zobaczyłam tylko jak otwiera drzwi.
- Układać sobie wszystko w głowie! - trzasnęły drzwi od mieszkania. Przez dłuższą chwilę nawet się nie poruszyłam. Bałam się. Bałam się o niego.

*Ross*
                Wybiegłem, wskoczyłem do samochodu i zatrzasnąłem drzwi.
- Fuck! - krzyknąłem i uderzyłem pięściami w kierownicę. Schowałem głowę w ramionach i starałem się uspokoić oddech. Dziecko. Tego wyrazu nie ma w moim słowniku. Miało pojawić się tam dopiero za kilka lat, spłodzone z miłości z kobietą, która będzie tą jedyną. Jak widać życie nie może być idealne i tym razem los postanowił ze mnie zakpić.
                Przekręciłem kluczyk w stacyjce, ale nie ruszyłem. Nie wiedziałam dokąd mam jechać. Każdy kierunek wydawał mi się nieodpowiedni. Pomyślałem o plaży, ale to miejsce było przesiąknięte Nami. Ruszyłem do domu, mając nadzieję, że znajdę tam pocieszenie.
                Wszedłem po cichu, ruszyłem do kuchni, w której jak zwykle krzątała się mama. Podszedłem do niej milcząc i mocno się przytuliłem. Nie zadawała pytań, po prostu była. Chciałbym mieć znów 10 lat i wierzyć, że znajdzie rozwiązanie na każdy mój problem. Że zrobi mi za chwilę kakao, rozweseli i świat znowu nabierze kolorów. Niestety, pora dorosnąć.
- Leila… Leila jest w ciąży. Ze mną - słowa nie chciały wyjść z moich ust. Mama spojrzała na mnie przestraszona, ale po chwili jej twarz złagodniała. Znów mnie przytuliła.

- Dacie sobie radę. Wszyscy damy radę - wyszeptała, a ja udawałem, że jej wierzę.

niedziela, 10 sierpnia 2014

12. Just tonight I won’t leave, I’ll lie and you’ll believe

*Leila*
                Coraz większymi krokami zbliżał się ich wyjazd. Zadzwoniłam do Rossa.
- Cześć, słuchaj, słyszałam, że Emma dzisiaj u Was nocuje. Wpadłam na taki pomysł, może zrobimy sobie u mnie jakiś maraton filmowy, czy coś?
- Dobra, mnie pasuje. I tak nawiasem, dobrze wiedzieć, Riker się jeszcze nie pochwalił.
- Widzisz jak dobrze, że mnie masz… - zaśmiałam się. - To 18? 19?
- Jeśli się wyrobię to mogę być na 18, ale nic nie obiecuję. Mam coś przynieść?
- Nie, nie musisz. Coś naszykuję, spokojnie. Ewentualnie możesz wziąć jakieś filmy, bo nie wiem, co chcesz oglądać.
- Dobra, w takim razie do zobaczenia.
- Paa - zakończyłam połączenie.
                Popołudnie spędziłam w kuchni robiąc przekąski. Emma biegała. Po prostu.
- Dobrze wyglądam w tej piżamie? - zapytała.
- Tak - wybiegła.
- A ta nie jest lepsza? - wróciła po minucie.
- Nie, tamta jest dobra - wybiegła.
- Myślisz, że Riker będzie chciał dziś czegoś więcej? - zapytała stojąc w samym staniku.
- Emma, Ty powinnaś wiedzieć to lepiej ode mnie. Ale jeśli tak, to uprzedzam Twoje pytanie: bielizna jest ok.
- No dobra - poszła do łazienki. - Ale Leila… jeśli tak, to nie uważasz, że to będzie dziwne, mieć za ścianą jego rodzinę? - wróciła po chwili ze szczoteczką do zębów w dłoni.
- Emma, nie myśl za dużo. Proszę Cię, to powinno stać się naturalnie - zaczęła iść w kierunku pokoju.
- Leila? - odwróciła się. - A nie powinnam najpierw trochę schudnąć, czy coś? Może jednak zostanę dziś w domu?
- Nie. Na moje oko powinnaś chyba trochę przytyć, a jeśli chodzi o Rikera, to jest w Ciebie tak wpatrzony, że boczki mogłyby Ci się wylewać nad spodniami, a i tak byś mu się podobała.
- Ale nie wylewają się, prawda? - zaczęła oglądać swój tyłek.
- Dziewczyno, Ty nie masz tam grama tłuszczu! Uspokój się, bo za chwilę do niego zadzwonię z wiadomością, że Cię udusiłam. Poza tym, zaraz się spóźnisz - spojrzała na zegarek.
- Jasna cholera! - pobiegła. Zamknęłam na chwilę oczy i wypuściłam powietrze. Dobrze, że ja się tak nie spinam przy Rossie.
                Ale żeby nie było, że się nie staram, wzięłam szybki prysznic i założyłam świeże ciuchy. Nałożyłam delikatny makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Otoczyłam się mgiełką perfum. Byłam gotowa. Na luzie.
                Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Hej - zobaczyłam uśmiechniętą twarz Rossa w drzwiach. - Proszę, wziąłem co się dało - podał mi kilka filmów na dvd. - A to dodatek na lepszą zabawę - wręczył mi butelkę wina.
- Wiesz jak mnie zadowolić - uśmiechnęłam się na ten widok. - Chodź, rozgość się. Emma dotarła do Was w całości? Nie zemdlała na widok Rikera?
- Nie, wszystko z nią w porządku, czemu pytasz?
- Chyba odrobinę się stresuje pierwszą wspólną nocą.
- Serio? Myślałem, że się cieszy…
- Jej szczęście przyćmiewa myśl o wystających boczkach.
- U Emmy? Żartujesz, prawda? - Ross zrobił wielkie oczy.
- Niestety nie…
- Mam nadzieję, że Riker zmieni trochę jej myślenie.
- Będzie ciężko, ale zostawmy ich, skupmy się na sobie. Co oglądamy pierwsze? - zapytałam.
                Kończył się drugi film. Tak naprawdę stanowiły one tylko tło do naszych rozmów. Przecież nie po to spotykamy się przed ich wyjazdem, żeby sobie razem pomilczeć. Opróżniliśmy już wino od Rossa i zabraliśmy się za moje zapasy, które tej nocy znacznie się już zmniejszyły. Czułam, że jestem pijana. Bardzo. A gdy ja jestem pijana, potrzebuję rozrywki. Wpatrywałam się w telewizor i myślałam, jak mogę zaczepić Rossa.
- Ała, to za co?! - krzyknął zaskoczony, zaraz po tym jak oberwał poduszką.
- Za to, że Cię lubię - wyszczerzyłam się do niego. - Nudzi mi się - dodałam.
- Skoro tak… - również chwycił poduszkę i zaczęliśmy się nimi okładać. Nasze radosne pokrzykiwania wypełniły mieszkanie. Chciałabym, żeby ta chwila trwała.
                Ross znalazł się nade mną. Chwycił moje ręce tak, że miałam je unieruchomione nad swoją głową. Spoważniał. Zwilżył swoje usta.
- A co, jeśli bym powiedział, że mam na Ciebie ochotę? - zapytał.
- Powiedziałabym, żebyś pokazał na co Cię stać - odparłam. Jego oczy pociemniały, ale nawet się nie poruszył. - Co, wymiękasz? - zapytałam zaczepnie.
- Ja? Nigdy. Zaraz sprawię, że będziesz krzyczeć - odpowiedział pewny siebie.
- Na to liczę - odparłam, a chwilę później poczułam malinkę tworzącą się tuż nad moim obojczykiem.
                Dalej rzeczy potoczyły się same. Najpierw pozbyliśmy się ubrań. Nasze oddechy przyspieszyły. Moje paznokcie narysowały drogę na jego umięśnionych plecach. Jęknął cicho. Chwilę później nie miałam już na sobie bielizny. W przypływie emocji, stoczyliśmy się na podłogę. Nawet nie poczułam uderzenia o ziemię. Teraz to ja byłam nad nim. A on był we mnie. Nasze ciała ze sobą współgrały. Ciepło, cieplej, gorąco. Ross spełnił swoją obietnicę. Opadliśmy na ziemię łapiąc oddech. Następnie zasnęliśmy. Na dywanie, przykryci kocem. Nasze umysły zamroczone alkoholem nie pomyślały już o najmniejszej dawce czułości. Spaliśmy, nieświadomi, że tej nocy straciliśmy siebie.

                Przebudziłam się. Nie wiedziałam czy Ross śpi, wolałam żeby tak było. Leżeliśmy plecami do siebie. Jak dwie zabawki, które spełniły swoją rolę. Wykorzystani, porzuceni. Nie wytrzymałam dłużej, bez zbędnego odwracania się wstałam szybko, za szybko. W mojej krwi dalej znajdował się alkohol, zakręciło mi się w głowie. Przymknęłam oczy, ruszyłam do pokoju po ubranie, a następnie do łazienki. Przekręciłam zamek. Odkręciłam kurek z gorącą wodą. Spojrzałam w lustro, zniesmaczona widokiem, który zobaczyłam. Ramię bolało od upadku na podłogę. Skrzywiłam się. Zamknęłam się w kabinie prysznicowej. Miałam nadzieję, że ciepły strumień zmyje ze mnie wczorajszą noc. Jednak im dłużej tam stałam, tym bardziej moja nadzieja na to ulatywała. Przypomniały mi się moje słowa do Emmy, które w moim przypadku nie zadziałały. Powinnam myśleć, zdecydowanie. Mnie i Rossowi nic nie wychodzi naturalnie.

*Ross*
                Głowa mi pękała. Leżałem z zamkniętymi oczami, bojąc się tego poranka. Owiało mnie chłodne powietrze, Leila wstała. Usłyszałem jej kroki, zamykany zamek, szum wody. Położyłem się na wznak. Żałowałem tej nocy jak żadnej innej, nie wiedziałem czy uda nam się to naprawić. Chciałem się z nią kochać, a po prostu uprawiałem seks. Nie różnił się niczym od tych nocy z przypadkowymi dziewczynami. Wstałem, znalazłem swoje ciuchy i ubrałem się. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, zacząłem więc trochę po nas sprzątać.
                Leila wyszła z łazienki.
- Zostaw, ogarnę to - usłyszałem.
- Dobra, zaniosę tylko - odparłem niosąc do kuchni brudne naczynia.
- Chcesz herbaty? Coś do jedzenia? - Leila podążyła za mną, nastawiła wodę w czajniku.
- Nie, dzięki. Ja już muszę spadać… Wiesz, pakowanie i te sprawy - potarłem nerwowo kark.
- Jasne, rozumiem - zero spojrzeń w oczy. Zero rozmowy.
- W takim razie do zobaczenia - uśmiechnąłem się bez wyrazu.
- Tak, baw się dobrze. Pozdrów ode mnie resztę - powiedziała, zacząłem otwierać drzwi jej mieszkania. - Ross?
- Tak? - odwróciłem się ostatni raz.
- Będę tu na Ciebie czekać, wiesz o tym?
- Jasne, cześć - zniknąłem za drzwiami. Oboje wiedzieliśmy, że to tylko puste słowa.
                Wyszedłem na słoneczną ulicę. Pogoda nie współgrała z moim nastrojem. Słońce wcale mi nie pomagało. Było mi niedobrze. Myślałem o tym, co się stało. Jeśli wczoraj ktoś by mnie zapytał, czy jestem w niej zakochany, odpowiedziałbym, że tak. Bez zastanowienia. Dziś myślę, że to było tylko pożądanie. Rozładowaliśmy je dzisiejszej nocy i na tym chyba się skończyło. Czemu więc jej pomagałem? Nie wiem, może mam jakieś zasady moralne, może za dobre serce. Teraz jedyne czego żałuję, to dzisiejsza noc.

*Leila*
                Gdy wyszedł, coś we mnie pękło. Już nie patrzył na mnie tak jak wcześniej. Prawie w ogóle na mnie nie patrzył. Uświadomiłam sobie, jak wiele straciłam tej nocy. To miało wyglądać inaczej, czegoś zabrakło… Magii? To był jeden z jednorazowych numerków. Gdybyśmy przespali się wtedy w hotelu, uniknęlibyśmy tych wszystkich nerwów. Pomyślałam, że może takie było nasze przeznaczenie. Może spotkaliśmy się tylko po to, żeby się ze sobą przespać, ale na siłę wszystko skomplikowaliśmy. Pora się pozbierać. Ross zmienił moje życie i nie zamierzam tego zaprzepaścić. Stało się, czasu nie cofniemy.
                No dobra, pozbieram się. Ale jutro.

*Emma*
                Wracałam do domu, a uśmiech nie chciał zejść z mojej twarzy. Weszłam do mieszkania, miałam ochotę wykrzyczeć Leili jak bardzo jestem zakochana w tym człowieku. Jednak szybko ostudziła mój zapał.
- Leila? Słońce, co się stało? - moja przyjaciółka siedziała, wpatrzona w jakąś komedię romantyczną, ze słoikiem Nutelli w ręce.
- Nic, oglądam film - jej warga zaczęła drżeć. Przytuliłam ją mocno.
- Co on Ci zrobił?

- Nic. Ross nic złego nie zrobił. To… to… tak miało być, po prostu. Nie przejmuj się, to minie, dzisiaj mam gorszy dzień - ciężko było się nie przejmować, nie często widziałam Leilę płaczącą, szczególnie przez faceta. Jeśli już, to faceci płakali przez nią.