*Ross*
… Stay with me tonight. Zakańczałem
powoli piosenkę, teraz ostatnia partia Rockiego. Leila? Przecież to niemożliwe. Zamarłem. Światła zgasły
równocześnie z końcem melodii. Po chwili zaświeciły się ponownie. Wciąż
wpatrywałem się w to samo miejsce pod ścianą, w jej oczy. Uśmiechała się do
mnie. Tylko, że to nie była Leila.
Trasa powoli się kończy, szkoda.
Mógłbym się w tym zatracić, koncerty są moim życiem. Teraz skupiam się tylko na
tym. Przez ponad miesiąc dawałem z siebie 200%. Na scenie, na wywiadach, na
spotkaniach z fanami. Wszystko byleby za dużo nie myśleć. Koszmary nawiedzały
mnie nocą, gdy zamykałem się sam w pokoju. Wyobrażałem sobie scenariusze, które
nigdy się nie spełnią, myślałem co by było, gdyby… Kończyłem na dwóch
tabletkach nasennych, żeby rano wyglądać na przytomnego.
Martwili się o mnie. Widziałem
to w ich spojrzeniach. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło. Sam nie wiedziałem.
Chciałem zapomnieć, wpatrywałem się w tłum pod sceną szukając odpowiedniej
dziewczyny. Na randkę, do łóżka, do końca życia… nieważne. Chciałem udowodnić
sobie, że są inne. Ale nie było. Odpowiednia była za oceanem, pewnie właśnie
smacznie spała. I na pewno nie śniła o mnie.
*Leila*
Obudziłam się za wcześnie.
Leżałam wpatrując się w sufit. To już ponad miesiąc. Pozbierałam się,
wyłączyłam emocje. To potrafię najlepiej. Straciliśmy kontakt, jedyne
informacje jakie miałam, to te od Emmy. Nie sprawdzałam newsów w internecie,
nie słuchałam ich muzyki. Nie czułam takiej potrzeby. Skończyło się, jak
wszystko. Wiedziałam, że tak będzie, od początku.
Są też pozytywne strony. Trzymam
się, jestem czysta odkąd zabrał mi ostatnią porcję prochów. I z nikim nie
spałam. Oprócz Rossa. Przewróciłam się na bok, wyciągnęłam telefon spod
poduszki. Czas się szykować. Usiadłam na łóżku, pociemniało mi na chwilę przed
oczami. Zignorowałam to i ruszyłam na poranną toaletę. Otworzyłam drzwi pokoju,
uderzył mnie zapach jajecznicy robionej przez Emmę. Zrobiło mi się niedobrze.
Weszłam do łazienki, wyciągnęłam z szafki szczoteczkę do zębów. Zamknęłam
drzwiczki z lustrem i przyjrzałam się sobie. Nagle coś do mnie dotarło.
Zbladłam, moje oczy szeroko się otworzyły, a szczoteczka wyleciała z ręki. Ja
się chyba zabiję.
*Ross*
Nadszedł ten dzień. Powrót do
domu. Nie chciałem tego, a z drugiej strony tylko na to czekałem. Na lotnisku
przywitała nas grupka fanów, rozdaliśmy kilka autografów. Jechałem wpatrując
się w światła miasta i oddychając dobrze znanym mi powietrzem.
Wziąłem gorący prysznic, a
następnie wskoczyłem do swojego wygodnego łóżka. Mógłbym zostać w nim na
zawsze. Byłem szczęśliwy, trasa była udana, wszystkie koncerty wyprzedane. A w
samolocie postanowiłem sobie, że koniec z zadręczaniem się. Skoro los tak
chciał, to znaczy, że niebawem poznam kogoś nowego… lepszego? Nie chcę tracić
życia na tą dziewczynę. Zasypiałem z uśmiechem na ustach, wtulając się w miękką
kołdrę, gotowy na nowe wyzwania.
Zaraz po śniadaniu rozdzwonił
się mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i mało co nie wypuściłem go z ręki.
Leila.
- Słucham? -
odebrałem.
- Cześć,
Ross, mógłbyś dzisiaj wpaść do mnie na 5 minut?
- Nie wiem
czy będę miał czas.
- Proszę, to
ważne. Jeśli się zdecydujesz, to ja cały dzień siedzę w domu.
- Dobra,
cześć - rozłączyłem się. Koniec. Nie będę na każde jej zawołanie. Jeśli czegoś
ode mnie chce, to zapraszam, wie gdzie mieszkam. Teraz jej się przypomniałem?
Przez półtora miesiąca owijała sobie pewnie kolejnych frajerów wokół palca. Coś
sobie wczoraj postanowiłem i zamierzam się tego trzymać.
Delly poprosiła mnie, żebym
zawiózł ją do koleżanki na noc. Żaden problem, przecież i tak nie mam planów na
wieczór… Wracając spoglądałem tęsknie w stronę nocnych klubów, które musiałem
ominąć. Dojechałem na skrzyżowanie, skręciłem w prawo. Do mojego domu jedzie
się w lewo.
*Leila*
Usłyszałam dzwonek do drzwi i
podskoczyłam na kanapie.
- Spokojnie,
czekasz na kogoś specjalnego? - Emma puściła do mnie oczko z uśmiechem, widząc
moją reakcję.
- Taa,
powiedzmy - poszłam otworzyć drzwi. - Hej, przyszedłeś… - zwróciłam się do
Rossa.
- Tak,
akurat przejeżdżałem - unikał mojego wzroku. - To co chciałaś mi powiedzieć? -
wyprostował się, uniósł dumnie głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Nienawidził
mnie.
- Chodź do
mnie, chcę żeby to była rozmowa w cztery oczy.
- Kolejna
rzecz do ukrycia przed Twoją jedyną przyjaciółką - położył nacisk na słowo
‘jedyną’. Miałam ochotę wyrzucić go z mieszkania. Zamiast tego spojrzałam
jedynie krzywo i milcząc poszłam do swojego pokoju.
- Ross,
heeeej! - Emma szeroko się uśmiechnęła i przytuliła go na powitanie.
- Czeeść! -
jego twarz rozjaśnił uśmiech. Ałć.
Przeczekałam ich czułości na progu
swojego pokoju. Chwilę później Ross minął mnie wchodząc do środka. Był blisko,
znajomy zapach. Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Pociągnęłam za klamkę,
zamknęłam drzwi. Ross skrzyżował ręce na piersi, chciał coś powiedzieć. Nie
dałam mu dojść do słowa.
- Jestem w
ciąży - powiedziałam patrząc mu w oczy. Wyglądał jakby uszło z niego całe
powietrze.
- Powtórz -
wpatrywał się we mnie, nie okazując jakichkolwiek uczuć.
- Będziemy
mieli dziecko.
-
Niemożliwe.
- A jednak -
uśmiechnęłam kpiąco. Nie tylko jemu to nie pasowało.
- Przecież
powiedziałaś, że się zabezpieczasz!
- Czyli to
tylko moja wina, panie ‘mam na Ciebie ochotę’?! - przetarł nerwowo twarz. Jakby
chciał się przebudzić z koszmaru.
- Skąd
pewność, że to moje dziecko? - zapytał. Już mi nie ufał.
- Dobrze
wiesz, że z nikim innym nie spałam.
- Ćpałaś? -
miałam ochotę dać mu w twarz.
- Nie!
Dobrze wiesz, że nie…
- Piłaś -
nie zapytał. Wiedział.
- Ross,
przecież nie wiedziałam… Wszystko jest w porządku. Byłam u lekarza - usiadł na
łóżku, wpatrywał się w podłogę. Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć.
- Co teraz
zrobimy? - odezwał się cicho.
- My? Nic.
Ja urodzę, a Ty rób sobie, co chcesz.
- Ty tak na
poważnie? - spytał, jakbym opowiedziała właśnie kiepski żart.
- A
przepraszam, niby, co jest nie tak? Masz jakiś lepszy plan?
- No myślę,
że normalni ludzie zamieszkaliby ze sobą, spróbowali stworzyć rodzinę…
- Stop.
Ross, nie będziemy na siłę tworzyć związku. Dawno temu postanowiłam sobie, że
nie będę z nikim ze względu na dziecko. Czy Ty nie widzisz jak wyglądają nasze
relacje? Nie wiem jak Ty, ale ja nie chcę być nieszczęśliwa do końca życia.
- A nie
myślisz, że dziecko powinno mieć ojca? Że powinniśmy ponieść konsekwencje tego,
co zrobiliśmy?
- Ross, ja
nie mam zamiaru Cię ograniczać. Będziesz mógł je widywać kiedy tylko będziesz
chciał, ale pomyśl, masz karierę, jeździsz po świecie, nie potrzebujesz
zbędnego balastu. Dam sobie radę. Co się stało, to się nie odstanie, ale nie
możesz przez to porzucić życia, które kochasz.
- A co jeśli
chcę?
- Nie chcesz
.
- A co jeśli
powiem, że mi na Tobie zależy? - zapytał po chwili.
- Nie zależy
Ci. Czujesz się do tego zobowiązany, ale spokojnie, nie wymagam tego od Ciebie.
- Więc, co?
Teraz mam tak po prostu wrócić do domu i udawać, że wszystko jest po staremu?
- Jutro Ci
przejdzie, zaufaj mi.
- Jesteś
nienormalna - zaśmiał się nerwowo. - Albo robisz sobie ze mnie jaja z tą ciążą,
albo nie dociera jeszcze do Ciebie jaka to odpowiedzialność!
- Wszystko
do mnie dociera. Po prostu miałam czas żeby poukładać to sobie w głowie… Gdzie
Ty idziesz?! - zobaczyłam tylko jak otwiera drzwi.
- Układać
sobie wszystko w głowie! - trzasnęły drzwi od mieszkania. Przez dłuższą chwilę
nawet się nie poruszyłam. Bałam się. Bałam się o niego.
*Ross*
Wybiegłem, wskoczyłem do
samochodu i zatrzasnąłem drzwi.
- Fuck! -
krzyknąłem i uderzyłem pięściami w kierownicę. Schowałem głowę w ramionach i
starałem się uspokoić oddech. Dziecko. Tego wyrazu nie ma w moim słowniku.
Miało pojawić się tam dopiero za kilka lat, spłodzone z miłości z kobietą, która
będzie tą jedyną. Jak widać życie nie może być idealne i tym razem los
postanowił ze mnie zakpić.
Przekręciłem kluczyk w stacyjce,
ale nie ruszyłem. Nie wiedziałam dokąd mam jechać. Każdy kierunek wydawał mi
się nieodpowiedni. Pomyślałem o plaży, ale to miejsce było przesiąknięte Nami.
Ruszyłem do domu, mając nadzieję, że znajdę tam pocieszenie.
Wszedłem po cichu, ruszyłem do
kuchni, w której jak zwykle krzątała się mama. Podszedłem do niej milcząc i
mocno się przytuliłem. Nie zadawała pytań, po prostu była. Chciałbym mieć znów
10 lat i wierzyć, że znajdzie rozwiązanie na każdy mój problem. Że zrobi mi za
chwilę kakao, rozweseli i świat znowu nabierze kolorów. Niestety, pora
dorosnąć.
- Leila…
Leila jest w ciąży. Ze mną - słowa nie chciały wyjść z moich ust. Mama
spojrzała na mnie przestraszona, ale po chwili jej twarz złagodniała. Znów mnie
przytuliła.
- Dacie
sobie radę. Wszyscy damy radę - wyszeptała, a ja udawałem, że jej wierzę.