- O cholera
jasna! - krzyknęłam ledwo utrzymując kubek z herbatą w rękach.
- Leila? -
do kuchni weszła zaniepokojona Emma. - Słońce, co jest? - patrzyłam na nią
przestraszona, bałam się poruszyć choćby o milimetr.
- Chyba się
zaczęło - spojrzałam na moje mokre dresy. Emma zbladła.
- Dlaczego
oni musieli akurat wczoraj wyjechać? - zapytała bardziej siebie. - Dobra Leila,
damy radę. Chodź, zawiozę Cię do szpitala.
- Nie.
- Co ‘nie’?
- Nie ruszę
się stąd - spanikowałam.
- Aha… i
będziesz tu tak stać, aż…? - spojrzała na mnie pytająco.
- Aż mi
przejdzie. Nie wiem, Em, ja nie jestem gotowa - w oczach miałam łzy, chociaż
wcale nie chciałam płakać. Jeszcze godzinę temu, kiedy dostałam zadyszki na
schodach, pragnęłam żeby dziecko w końcu było na świecie.
- Nie wygłupiaj
się, idziemy - zabrała mi kubek i odstawiła na blat.
- Chciałam
to wypić - spojrzałam na nią krzywo.
- Myślę, że
się obejdziesz. Dalej, do samochodu - popchnęła mnie delikatnie.
Wsiadłam powoli do auta, ciężko
oddychając. Bolało. I wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl, która pozwoliła
na chwilę zapomnieć o tym, co się dzieje. Chciałabym, żeby Ross tu teraz był.
Żeby trzymał mnie za rękę i mówił, że wszystko będzie dobrze. Chciałabym, żeby
mnie przytulił, bo kiedy on przytula, czuję, że mogę wszystko. Kolejny skurcz
wyrwał mnie ze świata fantazji.
Emma podjechała ze mną pod samo
wejście, od razu wpakowali mnie na wózek i zawieźli na salę. Zaczęły się
najdłuższe godziny w moim życiu. Momentami traciłam świadomość, chciałam żeby
to się po prostu skończyło. Zaklinałam się, że nigdy więcej. Już nigdy się z
nikim nie prześpię. Obiecuję tu i teraz, przy wszystkich. Jak sobie facet
urodzi, to wtedy możemy pogadać.
Włosy przykleiły się do mojej
spoconej twarzy, nie miałam sił, żeby wykonać najmniejszy ruch. I wtedy położna
dała mi na ręce najmniejszą i najbardziej pomarszczoną istotkę jaką widziałam.
Wzruszenie ścisnęło mi żołądek, na chwilę straciłam oddech.
- Gratuluję,
urodziła pani zdrowego chłopczyka - uśmiechnęła się do mnie ciepło. A więc
chłopiec, w sumie czego się spodziewałam po takich genach. Łzy popłynęły po
moich policzkach, pocałowałam małego w czółko. Nie chciałam go nikomu oddawać,
chciałam mieć go w ramionach.
I chciałam być w ramionach
Rossa.
Przebudziłam się w suchej
pościeli. Było tak przyjemnie, że ostatnie przeżycia były mglistym
wspomnieniem. No dobra, może do momentu, w którym się poruszyłam. Syknęłam z
bólu, poczułam czyjąś dłoń na mojej. Podniosłam powieki.
- Ross? -
myślałam, że mi się to przyśniło. - Przecież Ty miałeś być w Kolorado.
- Byłem.
Emma zadzwoniła zaraz po tym jak Cię tu przywiozła. Może nasza podróż nie była
zbyt bezpieczna, ale jestem przy Tobie - uśmiechnął się delikatnie, jakby na
zachętę.
- Zaraz,
nasza? Wszyscy wracaliście przeze mnie?
- A co Ty
myślałaś? Martwią się tak samo jak ja - powiedział jakby to było oczywiste. Nie
było. Dla mnie oczywistym było, że jestem tępą idiotką, która ich od siebie
odsunęła. Cholera, instynkt macierzyński mnie wykończy.
- Dziękuję -
odpowiedziałam. - A w zasadzie to gdzie Emma? - zapytałam, żeby tylko nie
nastała niezręczna cisza
- Pojechała
z Rikerem coś zjeść. I chyba się przespać, prawdopodobnie też z Rikerem -
uśmiechnął się do mnie. Rozpromieniłam się na ten widok. Uświadomiłam sobie, że
czekałam na ten uśmiech przez kilka ostatnich miesięcy. Nie zastanawiałam się
skąd ta zmiana, nie chciałam wiedzieć, że to tylko dlatego, że urodziłam mu
właśnie dziecko. Chciałam się po prostu tym delektować.
Drzwi się otworzyły, stanęła w
nich pielęgniarka z małym zawiniątkiem. Spojrzałam na Rossa, w jego oczach
zobaczyłam strach. Tym razem to ja ścisnęłam jego rękę. Wiedziałam, co czuje,
przeżyłam to kilka godzin temu.
- Czyżby
szczęśliwy tatuś? - uśmiechnęła się do niego. - Proszę, na chwilę Was zostawię
- dała mu małego na ręce. - Proszę się nie bać - powiedziała na odchodne.
- A oto i
on. Shor - uśmiechnęłam się.
- Mam syna -
odpowiedział Ross jakby z odległej planety. Coś się w nim zmieniło. Nie,
wszystko się w nim zmieniło. Spojrzenie, postawa, zachowanie. Siedział
wpatrzony w małą twarzyczkę, w oczka, które jego jeszcze niestety nie widziały.
Ale mały czuł, wyciągnął rączkę i położył ją na palcu Rossa. To był najbardziej
wzruszający widok na świecie. - Naprawdę dałaś mu na imię Shor? - przeniósł
wzrok na mnie.
- Nie
planowałam tego - powiedziałam obronnym tonem. Bałam się, że nie będzie
zachwycony. - Po prostu, gdy na niego spojrzałam pomyślałam o Tobie, zapytali
mnie jakie imię wpisać i to było pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Podoba mi
się - uśmiechnął się. Ale dalej był nieobecny duchem, blady. Pielęgniarka
wróciła.
- No,
dobrze, to teraz czas na karmienie - zabrała mu dziecko i dała mnie.
- W takim
razie ja za chwilę wrócę - Ross zerwał się z krzesła.
- Hej, nie
musisz, naprawdę mi to nie przeszkadza - próbowałam go zatrzymać.
- Nie, ja…
ja pójdę się czegoś napić - wychodząc wpadł na stołek, zmieniając kolor twarzy
z białego na czerwony. Pielęgniarka
spojrzała na mnie pytająco, ale całe szczęście nie miała ochoty na pogaduszki.
Chwilę później Ross wrócił,
zostaliśmy sami. Rozmawialiśmy w zasadzie o niczym, próbując przyzwyczaić się
do nowej sytuacji. Przed bardziej niebezpiecznymi tematami uchroniła nas wizyta
Emmy i Rikera.
- Hej, jak
się czujemy? - Em podbiegła do mnie i pocałowała mnie w policzek.
- Jakbym
właśnie straciła 20 kilo - uśmiechnęłam się do niej.
- Ross, nie
chciałbyś pokazać bratu Twojego największego skarbu na ten moment - zwróciła
się do chłopaka.
- Jasne,
możemy się przejść - odpowiedział. Chciałam mu powiedzieć, żeby jechał do domu
się przespać, ale odpuściłam. Wyszli.
- No i? -
Emma rozsiadła się obok mnie.
- Ale z
czym?
- No z
Rossem.
- A co z
nim? Chyba jest w szoku, ale też się cieszy. Wiesz, to jak spojrzał na Shora za
pierwszym razem… wiem, że mu zależy.
- A jeśli
nie pytałabym o Shora?
- W takim
razie o co?
- Och proszę
Cię, Leila! Nie chciałabyś z nim zamieszkać? Zająłby się nim. Zająłby się Wami.
- Emma,
wiesz dobrze jakie jest moje stanowisko w tej sprawie. Poza tym, nie wiem dla
kogo mają płynąć z tego korzyści. Z tego, co słyszałam, to dzięki temu Stormie
będzie miała wnuka u siebie, Ross będzie miał syna za ścianą, a Riker będzie
mógł się do Ciebie wprowadzić. A gdzie w tym wszystkim ja?! W czym ta
przeprowadzka mi pomoże?
- Może w
tym, że będziesz wśród ludzi, którzy traktują Cię jak rodzinę, tylko Ty nie
chcesz dopuścić do siebie takiej myśli. Może, że pomogą Ci, nie dlatego, że
uważają Cię za zbyt słabą, ale dlatego, że chcą Ci ułatwić życie. Powiedz, nie
ucieszył Cię widok Rossa przy łóżku? Bo on po kilkugodzinnej podróży
powiedział, że będzie przy Tobie siedzieć i nie zostawi Cię samej. Powinnaś to
docenić - przeszywała mnie spojrzeniem, a ja milczałam. Milczałam, bo brakło mi
argumentów, bo nie rozumiałam jak może im na mnie zależeć. Dlaczego zależy?
*Ross*
Wróciłem do domu i rzeczywistość
powoli zaczęła do mnie docierać. Myślałem, że jestem gotowy, ale nie byłem.
Zobaczyłem małego i odebrało mi mowę. Teraz jesteśmy za niego odpowiedzialni,
jego życie zależy od nas. Byłem bardziej zmęczony niż po całej trasie
koncertowej, chciałem spać, ale nie było mi dane, ponieważ każdy w domu zadał
mi milion pytań. W końcu udało mi się położyć. Zamknąłem powieki, a w mojej
głowie pojawił się obraz Leili. Jaki ja byłem głupi. Powinienem o nią walczyć.
Powinienem inaczej to rozegrać. Nie uciekać w tamten poranek, ale zostać i
porozmawiać. Chciałbym stworzyć z nią rodzinę.
Rano wziąłem szybki prysznic,
zjadłem szybkie śniadanie i pojechałem do szpitala. Szybko. Gdy wchodziłem do
sali, Leila akurat karmiła. Speszyłem się, chciałem wyjść, ale stwierdziłem, że
moje zachowanie jest głupie. Zostałem, w końcu nie miała przede mną wiele do
ukrycia. Dała mi Shora, pocałowałem go delikatnie w czoło i zrobiłem z nim
kilka rundek po pokoju. Zerknąłem na Leilę, uśmiechała się patrząc na nas.
Wyglądała tak promiennie. Przypomniał mi się dzień na plaży, kosmyki jej włosów
targane przez morski wiatr. Tak bardzo chciałbym tam powrócić.
- Ross? -
odezwała się nagle.
- Tak? -
odparłem od niechcenia, zamyślony.
- Czy Twoja
propozycja jest nadal aktualna?
- Która? -
widziałem strach w jej oczach, wiedziałem, że stara się przełamać.
- Znajdzie
się dla mnie miejsce w waszym domu? - powiedziała tak cicho, że musiałem chwilę
pomyśleć, czy na pewno dobrze ją zrozumiałem. Eksplodowałem w środku na milion
kawałków. A zaraz potem wszystko połączyło się w całość, lepszą od tej, która
była we mnie jeszcze chwilę temu.
-
Oczywiście, że tak. Wszystko będzie tam na Ciebie czekać, jak tylko wyjdziecie
- uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- Dziękuję -
powiedziała jeszcze ciszej niż przed chwilą i odwzajemniła uśmiech. W zasadzie
nie musiała nic mówić, widziałem, że naprawdę tego chce. Widziałem wdzięczność
na jej twarzy.
Nadzieja powróciła. W tej chwili
wiedziałem, że nie wszystko jeszcze stracone. Dotarło do mnie, że byliśmy dla
siebie zawsze, potrzebny był tylko odpowiedni impuls, żebyśmy to zrozumieli.
nareszcie jest nowy rozdział :D i Leila odpuściła..nareszcie :D i mamy małego Shora :3 rozdział był wspaniały :D na nexta nie każ mi czekać tak długo :* pozdrawiam <5
OdpowiedzUsuń"ANIA
OdpowiedzUsuńNIE
CZEKAJ
NOWWWWY
learninghowtofall"
I Ania juz leci *_____*
Pożarłam ten rozdział.
Tak.
BOSZSZSZSZSZSZSZSZSZSZCGHJHGEDHOGUDOHDUHIHCSIYCSIBIENDHVUFRDHXXJDTGUGCYBGI.
MAŁY SHOR. SRAM SKITTLESAMI <3333333
Dobrze napisany, jak zwykle wyważony rozdział :')
NO I DOBRZE UJĘTA PERSPEKTYWA ROSSA CCCC:
Zabijasz mnie, dziewczyno. Teraz juz wiem mniej więcej, jak czują się moi czytelnicy c':
NIE WIEM CO PISAĆ, JARAM SIĘ SHORUSIEM. *........*
WYBACZ, ALE MOJE AMBITNE MYŚLI MAJĄ URLOP.
Pisz next, dziewojo :')
--
http://r5-stories-by-sparrow.blogspot.com/
Pisze w imieniu Martynu, która ma problemy z bloggerem. Jest też ciut zajęta i mam jej nie rozpraszać - w sumie to nie chcę, bo pisze rosdziau c:
OdpowiedzUsuńWięc zacytuję ci jej reakcję na twój rozdział w nadziei, że mnie za to nie zadźga przez łącza gg xd.
" JEZUS
ZDYCHAM.
JA CHCĘ NOWY
KOLEJNY
TERAZ"
" OKRUTNA KOBIETA"
" I PRZEKAŻ, ŻE EKSPLODUJĘ SZCZĘŚCIEM I JEDNOCZEŚNIE CHCĘ JĄ ZABIĆ"
No. To tyle c:
Oooooooooooooo! Jejku, ta końcówka jest przeurocza.
OdpowiedzUsuńWięc pierwsza sprawa: czemu mnie nie poinformowałaś na twitterze, lamo? Dobrze, że sama nałogowo sprawdzam Twojego boga;)
Jejku, jestem naprawdę wniebowzięta. Niby nie są razem, ale widać, że się przełamali. Tak długo czekałam na ten moment. Moje serce pękało na milion kawałków, gdy mówili o soie tak chłodno i obojętnie. Było mi tak przykro.
A teraz... Teraz się niesamowicie cieszę! Mimo wszystko, tak dziwnie mi się czyta opowiadanie, w którym głowni bohaterowie mają dziecko. To takie innowaycjne, haha. Naprawdę, to jest coś totalnie nowego. Leila jest taka dojrzała. Pamiętasz jak na początku jej nie lubiłam? Dużo się zmieniło. Choć coś nadal mnie w niej irytuje, ale nie zmienia to faktu, że ją lubię, haha.
I Rossa. Jego to od początku tutaj lubiłam. Nic się nie zmieniło.
Jejku, chcę widzieć, czytać jak ich ''relacja'' się poprawia. Chcę, żeby w końcu byli razem, szczęśliwi. Kurde, nadal ciężko mi ogarnąć, że Ross i Leila mają dziecko, o matko, hahaha.
Z jednej strony Em jest super przyjaciółką, a z drugiej to rzeczywiście wygląda jakby już chciała zamienić Leilę na Rikera, co mnie lekko irytuje. Nie wiem co myśleć.
O! I ten moment w którym Ross trzymał jej rękę, gdy się obudziła-cudowny!
Uwielbiam to jak piszesz. Tutaj tak samo jak z Rossem-nic się nie zmienilo. Lubiłam od początku i nadal baaardzo lubię.
Mam nadzieję, że następny rozdział będzie dłuższy i nie będę musiałą długo czekać, bo umrę. Ciężko mi sobie wyobrazić jak będzie wyglądało ich życie z dzieckiem. Ross ojcem, matulko... Zobaczymy! Proszę, połącz ich!
Czekam na następny i życzę weny! :D
Jezus Maria *_*
OdpowiedzUsuńMały Shor <3
No i Ross taki... Normalny, ludzki.
Oświetliłaś mi dzień, kobito, ale nadal jestem zła za dwóję z polskiego, więc wybacz za skąpy komentarz :CC
O MAJ GADNESS PLAKAALAM PRZEZ CALY ROZDZIAL, MAM TAKIE FEELSY JAKICH NIGDY W ZYCIU NIE MIALAM. WYOBRAZILAM SOBIE ROSSA Z DZIECKIEM NA PORODOWCE I O BOZE PAGDOFASNDFASFOEBIOEAOIDANFNFOAN KOCHAM CIE PA
OdpowiedzUsuń