sobota, 6 września 2014

14. I know you want me but I was only looking for a friend

*Leila*
                Stałam przy kuchennym blacie, przez okno przyglądałam sie Rossowi, który w naszym ogrodzie bujał na huśtawce małą dziewczynkę. Uśmiechnęłam sie do siebie. Odłożyłam ścierkę i chciałam do nich dołączyć, ale nie mogłam sie ruszyć. Niebo zaczęło się pokrywać ciemnymi chmurami, chciałam krzyczeć, chciałam żeby na mnie spojrzał, ale głos nie wydobywał się z mojego gardła. Dom zaczęła wypełniać melodia drażniąca uszy, grała coraz głośniej i głośniej... Przebudziłam się gwałtownie, pod moją poduszką dzwonił telefon.
- Halo? - odebrałam, kulturalnie ziewając do słuchawki.
- Przepraszam, obudziłem Cię? - chwilę zajęło mi połączenie głosu z twarzą.
- Ross? Nie, nie, dobrze, że zadzwoniłeś, bo zasnęłam przy laptopie - skłamałam. Od kilku dni przesypiam popołudnia, a nocami nie wiem, co ze sobą zrobić.
- Słuchaj, moglibyśmy się spotkać? Chciałbym porozmawiać z Tobą na spokojnie, gdzieś na neutralnym gruncie.
- Jasne, nie ma problemu. Myślę, że to dobrze nam zrobi - ucieszyłam się. Nie musiałam się już martwić, wiedziałam, że oswoił się z myślą, że zostanie ojcem. Umówiliśmy się do kawiarni na następny dzień, zobaczymy co przyniesie ta rozmowa.

*Ross*
                Przyszedłem za wcześnie, nerwowo składałem i rozkładałem serwetkę w oczekiwaniu na Leilę. W końcu pojawiła się w drzwiach i rozejrzała się po pomieszczeniu. Pomachałem do niej, uśmiechnęła się i zaczęła iść w moją stronę.
- Cześć, widzę, że ktoś tu nie mógł się doczekać - rzuciła.
- Wywiad skończył się wcześniej niż myślałem, a nie opłacało mi się już wracać do domu - skłamałem, równocześnie odsuwając jej krzesło i unikając spojrzenia. Nie wiem po co, zapewne już i tak mnie przejrzała.
- Ross, nie musisz mi się tłumaczyć.
- Tak, wiem - odchrząknąłem i spojrzałem w kartę. - Na co masz ochotę? - zapytałem.
- Poproszę herbatę. I ciasto. Tak, ciasto chodzi za mną od rana - przesuwała palcem po liście słodkości nie mogąc zdecydować się na jedno. W końcu skinąłem na kelnerkę i złożyłem zamówienie. Zapanowała cisza. Chciałem się z nią spotkać i porozmawiać, ale nie miałem pojęcia od czego mam zacząć.
- Więc… jak się czujesz? - zapytałem.
- Dobrze. Zaskakująco dobrze. Mam nadzieję, że będzie tak do końca.
- A jak sobie radzisz? Wiesz, myślę o pracy i w ogóle…
- Wszystko jakoś się układa. Tak jak planowałam zaczynam studia, nie mam zamiaru rezygnować. Postanowiłam sobie, że zaliczę ten semestr, a potem wezmę dziekankę na pół roku, ewentualnie rok, zależy jak będę się czuć. Jeśli chodzi o prace, to muszę powiedzieć, że John to chyba najlepszy szef na jakiego mogłam trafić. Powiedział, żebym chodziła do pracy dokąd dam radę, a jak już urodzę będę wpadać na kilka godzin, kiedy będzie potrzeba, a całą resztę będę mogła zabierać do domu, żeby być z dzieckiem. Kiedyś myślałam, że ciąża to koniec świata, ale jak już się zdarzyło, to wszystko da się jakoś ogarnąć - mówiła zadowolona.
- To wspaniale. Widzę, że rzeczywiście nie potrzebujesz mnie, żeby dać sobie z tym wszystkim radę - nie chciałem powiedzieć tego z taką goryczą jak powiedziałem.  W zasadzie powinienem się cieszyć, że nie robi mi nie wiadomo jakich problemów.
- Ross, dziecko będzie Cię potrzebowało. Ja bez niego pewnie już bym Cię nie interesowała.
- Nie wiesz tego. Gdyby nie ta noc…
- Ale ta noc się zdarzyła, czasu nie cofniesz - przerwała mi. Opanowałem się, postanowiłem sobie, że nie będę się unosił.
- Naprawdę nie możemy spróbować tego naprawić? Przecież było dobrze, pamiętasz?
- Było. A potem, po trasie, przywitałeś mnie spojrzeniem, jakbym była największym złem w Twoim życiu. Gdyby miało nam się udać, to udałoby się mimo wszystko.
- Dobra, wiesz co, nieważne. Niepotrzebnie ciągnę ten temat. Daj znać jak będę do czegoś potrzebny - wstałem i położyłem banknot na stoliku.
- Ross, zaczekaj, przepraszam - chwyciła mnie za ramię.
- Nie masz za co przepraszać, rozumiem - wyszedłem nie odwracając się. Myślałem, że nic do niej nie czuję, ale czułem. Zdecydowanie za dużo, biorąc pod uwagę, że ona nie czuła nic do mnie.

*Leila*
                Udawałam, że nic się nie stało, że nikt się właśnie nie pokłócił. Unikałam ciekawskich spojrzeń ludzi siedzących w kawiarni. Czułam, że się czerwienię. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Chciałam, żeby między nami było dobrze, ale ciągle coś robiłam źle. Chciałam wiedzieć, że bycie ze sobą byłoby czymś dobrym, ale nie wiedziałam. Chciałam się napić. Tak bardzo chciałam się napić. Przynajmniej jedna rzecz, której byłam pewna, ale której nie mogłam zrobić.
                Wróciłam do mieszkania. Miałam ochotę położyć się i przespać resztę życia. Niestety do Emmy przywlókł się Riker. Ostatnio nie tolerowaliśmy się za bardzo. Z Emmą również. Wchodząc zobaczyłam nadzieję w ich oczach.
- Jak tam? Dogadaliście się? - zapytała Emma.
- Powiedzmy…
- Czyli? Dasz mu chociaż szansę? - Riker spojrzał na mnie poważnie.
- Nie. Niech to wreszcie do Was wszystkich dotrze. Nie będę z nim tylko dlatego, że noszę w brzuchu jego dziecko! - ruszyłam do swojego pokoju.  - Nie zmusicie mnie do miłości - powiedziałam jeszcze cicho przed zamknięciem drzwi. Czułam, że tracę wszystkich, na których mi zależy.

***

                Zebrałam się powoli z kanapy. Wstawanie stanowiło już dla mnie pewnego rodzaju wyzwanie. Myśl o zbliżającym się porodzie stresowała mnie coraz bardziej. Wzięłam z wieszaka kurtkę i wyszłam na spacer myśląc przy okazji nad tym, co kupić na obiad. I po obiedzie. I na kolację. Czułam się jak worek bez dna.
                Minęło już 8 miesięcy. Nasze stosunki z Rossem były, jakby to ująć… chłodne. Czasami dzwonił. Czasem ja dzwoniłam. Czasem nie mieliśmy kontaktu przez miesiąc. Jeśli chodzi o jego rodzeństwo, miałam wrażenie, że jestem wrogiem publicznym numer jeden. Emma przekonywała mnie, że tak nie jest, że akceptują sytuację, ale ja wiedziałam swoje. I właśnie Emma. Wiedziałam, że jest rozdarta. Wspierała mnie i to bardzo, pomagała, ale też  nie rozumiała moich decyzji.
                Weszłam do supermarketu, obczytywałam kolejne etykiety, starając się wybrać coś w miarę zdrowego. Przypomniałam sobie, że w domu skończył się ryż. Wjechałam w odpowiednią alejkę i… o cholera!
- Leila? - Stormie uśmiechnęła się do mnie. Obok niej stał zmieszany Ross.
- Tak, dzień dobry - odpowiedziałam powoli, szukając najprostszej drogi ucieczki. Nie widziałam jej od ostatniej wizyty w ich domu.
- Skarbie, ślicznie wyglądasz - podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Bardziej myślałam, że wyzwie mnie od dziwki niszczącej życie jej syna.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jak Ty się czujesz? Opowiadaj. Wiesz, że nasz dom jest zawsze dla Ciebie otwarty, prawda? Jeśli będzie Ci za ciężko zawsze możesz się do nas wprowadzić…
- Mamo - upomniał ją Ross.
- Tak? - przerwała swój słowotok.
- Możesz nas na chwilę zostawić?
- Ach, tak, jasne. Będę na chemii - niechętnie ruszyła w swoją stronę.
- Więc, co u Was nowego? - zapytałam, nie chcąc, aby zapadła niezręczna cisza.
- Rydel i Ell się wyprowadzają. Wynajęli mieszkanie niedaleko nas.
- Naprawdę? - byłam szczerze zaskoczona, o takich rzeczach to oczywiście nikt mnie nie poinformuje. Emma myśli, że interesuje mnie z tej rodziny tylko Ross. Wróć. Że powinien interesować mnie tylko Ross. - Pewnie wszyscy przeżywają?
- Taa, na pewno będzie inaczej. Chociaż pewnie i tak będą tam tylko spać, a u nas przesiadywać. Z drugiej strony trochę im zazdroszczę, zawsze to więcej prywatności.
- Ale też więcej obowiązków, a tak to obiadek zawsze na Ciebie czeka - uśmiechnęłam się, ale szybko odpuściłam. Wygląda na to, że czasy żartów mamy za sobą.
- A u Ciebie wszystko w porządku? - spytał patrząc na mój brzuch.
- Tak - chwyciłam delikatnie jego dłoń i podążyłam nią za jego wzrokiem. Po chwili poczułam opór. - No nie bój się - spojrzałam mu w oczy i położyłam delikatnie dłoń na mojej prywatnej piłce plażowej. Jak na zawołanie poczułam cios wymierzony małą piąstką, bądź stópką. Ciężko stwierdzić. Ross instynktownie cofnął rękę, ale położył ją znowu.
- Nie boli Cię to? - zapytał zamyślony.
- Przywykłam - uśmiechnęłam się do niego ciepło. Nie chciałam się znowu z nim kłócić. Może nawet chciałam, żeby zaczął uczestniczyć w moim życiu.
- Znasz już płeć?
- Nie, nie chcę.
- Czyli będziemy mieli niespodziankę? - tym razem to on się uśmiechnął, a w jego wzroku coś się zmieniło. Tak jakby przez ten jeden mały ruch pokochał maleństwo, które widział tylko na niewyraźnych zdjęciach. - Leila, wiesz, że to co mówiła mama to prawda? Teraz mamy wolny pokój, nikt nie będzie miał nic przeciwko…
- Ross, jest w porządku, nie czuję takiej potrzeby, żeby zwalać się Wam na głowę - odpuścił. Wiedział, że do niczego to nie prowadzi. A ja coraz bardziej żałowałam, że jestem taka uparta.

                Przez głowę przemknęła mi ulotna myśl, ale szybko ją zdusiłam. To tylko hormony. Tylko hormony, wmawiałam sobie przez całą drogę do domu.

5 komentarzy:

  1. Jesteś zła i mam nadzieję, że o tym wiesz.

    JAK TY....?!?!?!?!

    -37 minutes later-

    Buhjdpjwhidnoshudvisjosnowidvisjohubaoigdowod.

    JESTEŚ.ZUA.
    TAK.

    1. TYLE CZEKAĆ, JAK ŻYĆ? :C
    2. KURDE, TAKA NADZIEJA, TA KAWIARENKA, MIEJSCE RMANTYKUF, FANFARY, SPRĘŻYNKI, BALONY, GWIASSTKI.
    ALE NIE, BO PO CO?

    JUŻ WYŁĄCZAM CAPSA.

    So.
    Nie mam nic wręcz prawie do zarzucenia w sensie gramatycznym.
    C:

    Ale w sensie sensu... ZABIJĘ.

    Ah, caps. On wie, kiedy wstąpić do.akcji.

    Wlączam fb, wchodze na grupę i.... CUD. TAK. EWRYBADY SZAT AP, A TY, MARTYNO, JESTEŚ FRAJEREM, BO OGLONDASZ MECZ, JESTĘ PIERWSZA, HAAAAAAAA CCCCCC:
    ykhm.
    Czytam z zacieszem na ryju, a tutaj kurde wyjeżdżasz z czołgiem radzieckim ._.

    Przed wpisaniem bardziej obraźliwegokomentarza ogranicza mnie qwerty na jakże zajebiaszczym TrendPlusie /giń, żmijo/.
    Także strzeż się.

    AM WACZIN JU.

    O . O


    ****
    BTW. http://r5-stories-by-sparrow.blogspot.com/2014/09/rozdzia-1.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. ona go kocha!!! i niech to w końcu przyzna!! :P
    rozdział był świetny jak zresztą zawsze :) warto było czekać :)
    ale next ma być szybciej!!!
    pozdrawiam <5

    OdpowiedzUsuń
  3. BOZE LEILA NIE BADZ TAKA UPARTA NO.
    Ciesze sie,ze w koncu rozdzial bo wyczekiwalam tego jak dziecko wyczekuje pierwszej gwiazki w Boze Narodzenie hahah. Mam nadzieje,ze ona sie wprowadzi jednak do nich i ze oboje przestana w koncu zgrywac twardzieli bo tylko niepotrzebnie cierpia ;x a Stormie ajjj kochanaaa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Leila no kurde badz z nim!! Nie buntuj siee!

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejku. Naprawdę jesteś okropna. Mam nadzieję, że niedługo przestaniesz kazać mi cierpieć, bo nie wiem jak długo wytrzymam.
    Te chłodne relacje są dla mnie dużo gorsze niż nienawiść. Wolałabym, żeby soie cisnęli niż żeby zachowywali się tak jak teraz. Tracę zmysły! Są normlani, jakby byli znajomymi z pracy, których łączy tylko jeden projekt. W tym wypadku ów projektem jest dziecko.
    Paulina, naprawdę, czytając to myślałam, że szlak mnie zaraz trafi, hahahah.
    Podoba mi się to, że Leila jest taka samowytarczalna. Kobieta z jajami, a takie lubię.
    Stormie! To jest wspaniała osóbka. Podoba mi się sposób w jaki ją przedstawiłaś. ''Będzie na chemii'' wtedy pomyślałam sobie ''to powinnaś zostać! bo chemia powinna być między Rossem a Leilą'', hahaha. Chociaż Ross... Kurde, coś mnie w nim irytuje. Na początku opowiadania odbierałam go inaczej. Może teraz mnie irytuje bo sytuacja jest irytująca. Chyba tak, bo w sumie Leila też przez tę sytuację mnie wkurza.
    Zdziwiłam się, że tak przeskoczyłaś parę miesięcy. Ale wszystko jest jak zawsze zajebiście opisane, więc co ja się tu mogę czepiać? No nie mogę, bo nie ma czego.
    A rodzieństwo Rossa. To smutne, że patrzą na Leilę jakby zniszyczyła życie ich brata. Ale są tylko ludzmi więc w sumie nie dziwię im się, że mogą to tak postrzegać. Zawsze staje się za bliskimi nie widząc często ich błędów. Co do Emmy, to mam nadzieję, że ona będzie dobrą przyjaciółką i pomimo związku z Rikerem będzie wspierać Leilę. Mam nadzieję, że się nie oddalą, bo Leila wydaje mi się taka samotna. Kurde, tak mi przykro jak to czytam, bo wszystko jest takie chłodne. Nie umiałabym tak żyć. To przykre, że z Rossem główna bohaterka nie może nawet pożartować, bo to już jest za dużo w ich relacjach.
    Nienawidzę tej nocy... Ale masz rację. Takie jest to pieprzone życie. Stawiamy krok dalej zadowoleni, a potem okazuje się, że musimy się cofnąć o 10. Chyba dlatego mi tak przykro jak to czytam. Bo boję się, żeby coś takiego mi się nie przytrafiło.
    Nie potrafię jakoś logicznie sformułować zdań. Zawsze tak mam gdy czytam Twojego bloga. Za dużo emocji. Mam nadzieję, że rozumiesz mimo wszystko i mi to wybaczysz:)
    http://rossomefanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń